Na tej stronie znajdziesz najciekawsze artykuły o najwartościowszych suplementach i najskuteczniejszych lekach, wpływających na tężyznę fizyczną, estetykę ciała i stan zdrowia osób aktywnych fizycznie

Zielona kawa – super sylwetka

12.04.2014 | Legalne anaboliki, Termogeniki i inne spalacze | 0 komentarzy

Autor: Sławomir Ambroziak

Słowa kluczowe: zielona kawa, kofeina, kwas chlorogenowy, kwas kawowy, trygonelina, insulina, IGF-1, IL-1 beta, miostatyna, iryzyna, kortyzol, testosteron, estradiol, DHEA, AMPK, Akt, mTOR, cAMP, cGMP, tkanka mięśniowa, tkanka tłuszczowa.

Obecnie kawa to, obok herbaty, najchętniej spożywany napój używkowy na świecie; wypijamy jej ponad 2 miliardy filiżanek dziennie. Jedni wywodzą nazwę kawy od abisyńskiej prowincji Kaffa, chociaż inni są zdania, że pochodzi ona od arabskiego słowa „gahwa” czy „kahwa”, które należałoby tu tłumaczyć jako „siła”. Oba wywody etymologiczne są równie prawdopodobne, gdyż kawa pochodzi właśnie z Etiopii (dawnej Abisynii), a jej zalety rozpowszechnili w świecie średniowiecznego Lewantu arabscy handlarze niewolników. Do renesansowej Europy sprowadzili ją kupcy weneccy, a w bliższym nam obszarze kulturowym smolisty napitek upowszechnił Franciszek Jerzy Kulczycki herbu Sas, rekwirując po wiktorii wiedeńskiej – jako nagrodę od Jana Sobieskiego za zasługi wojenne – 300 worków kawy wielkiemu wezyrowi tureckiemu i zakładając pierwszą kawiarnię we Wiedniu.
Z uwagi na niepowtarzalny smak i wartości ożywcze, popularność kawy w Europie szybko rosła, a wraz ze wzrostem jej spożycia rozpoczęły się też spory o właściwości zdrowotne. Podczas gdy jedni nazywali ją „trucizną” czy „napitkiem szatana”, inni upatrywali w niej panaceum na niemal wszystkie dolegliwości. Zwolennicy kawy zawsze byli jednak górą, zyskując przy tym szeroki poklask społeczny. Gdy sir William Harvey, odkrywca krążenia krwi, leżał na łoży śmierci, zapisał w testamencie cały swój zapas kawy (56 funtów) London College of Physicians, prosząc w ostatnich słowach o „jedno małe ziarnko kawy – to źródło szczęścia i dowcipu”. Natomiast Voltaire, znany z namiętności do smolistego naparu, zwykł ponoć mawiać, że „kawa to bardzo silna trucizna, tyle że bardzo wolno działająca”. Zmarł mając 86, Harvey – 79 lat, obaj więc zawołani kawosze dożyli – jak na ówczesne standardy czasu egzystencji – wieku nieomalże matuzalemowego.

Dzisiaj już wiemy, że kawa, stosowana oczywiście w stosowanym umiarze, chroni nas przed kilkoma typami nowotworów (m.in. rakiem okrężnicy, skóry, sutka i prostaty), cukrzycą oraz chorobami neurodegeneracyjnymi i układu krążenia. Od pewnego czasu, coraz głośniej też o tym, że kawa zapobiega otyłości i ułatwia redukcję wagi; a szczególnie, gdy mówimy o tzw. kawie zielonej, czyli surowych, nie prażonych ziarnach…

Spalanie tłuszczu

Może to tylko zbieg okoliczności, ale mieszkańcy Abisynii, Sahelu i Sahary, czyli ojczyzny kawy i jej najbliższej okolicy, to nacje o genetycznie ukształtowanym, najniższym poziomie tłuszczu – ludzie wysocy, smukli i muskularni. Fenotyp ludzki kształtowało środowisko: jego warunki zewnętrzne i znajdowane w nim pożywienie. Dawniej uważano, że największy wkład wnosiły tutaj warunki klimatyczne, ale dzisiaj już wiemy, dzięki postępom nowej nauki – nutrigenomiki, że pokarm też oddziałuje szybko i silnie na geny. Tak więc smukła sylwetka północno-afrykańskiego człowieka, związana – jak się uważa – mniejszą powierzchnią parowania wody, może być nie tylko efektem gorąca i suszy, ale również spożywania przez tysiąclecia kawy, spalającej tłuszcz i utrwalającej niski jego poziom w obrazie genetycznym. A kawa była dla wczesnych mieszkańców Abisynii niemal podstawą wyżywienia. Powszechnie i łatwo dostępne, podobne do wiśni owoce, zbierane ze stanu dzikiego, tuziemcy suszyli razem z pestkami i gromadzili na zapas. Taki susz ścierano na proszek w kamiennych moździerzach i mieszano z tłuszczem zwierzęcym, a z tak przyrządzonej masy formowano kulki, niczym nasze pyzy, służące za pożywny i krzepiący pokarm. Gotowano też na nim zupę – z dodatkiem tłuszczu i koziego mleka. Świeże, dojrzale owoce zalewano wodą i poddawano fermentacji, a wino kawowe ciszyło się w Abisynii takim samym wzięciem, jak wino z winogron w Grecji czy Rzymie. Wytwarzano też orzeźwiający napój bezalkoholowy z suszonych owoców, kruszonych razem z pestkami i macerowanych dłuższy czas w zimniej wodzie.
Zostawmy jednak z boku historyczne dociekania i popatrzmy – co na temat odchudzających właściwości kawy (szczególnie zielonej) mówi współczesna nauka…

Kawa zawiera głównie dwa składniki o potencjalnie odchudzających właściwościach: kofeinę i kwas chlorogenowy. Przy czym oba są tutaj ze sobą związane w dużej mierze, w połączeniach chemicznych. Prażenie kawy niszczy znaczną część kwasu chlorogenowego (temperatura przekształca go w laktony i fenylidany) i uwalnia kofeinę, tak więc czarna kawa zawiera wprawdzie więcej wolnej kofeiny, za to znacznie mniej – cennego kwasu chlorogenowego.
Kofeina powstrzymuje rozkład w komórkach tłuszczowych, a przez to zwiększa stężenie, cAMP – wtórnego przekaźnika informacji, pobudzającego lipolizę – niszczenie cząsteczek tłuszczu. W związku z tym – silnie pobudza spalanie tłuszczu w ludzkim organizmie (Acheson, 2004), a szczególnie w połączeniu z wysiłkiem fizycznym (Ryu – 2001, Kim – 2010). Natomiast w mięśniach aktywuje pewien szczególny enzym – kinazę AMPK (Egawa, 2011), przez co wzmacnia takie samo działanie kwasu chlorogenowego (Ong, 2012).
Kwas chlorgenowy aktywuje głównie AMPK, ale jednocześnie, jak wykazały niedawne badania (Cho, 2012), nie pozostaje obojętny wobec cAMP, znacząco zwiększając produkcję tego przekaźnika. Natomiast AMPK ułatwia redukcję tłuszczu na kilka sposobów, gdzie przynajmniej dwa z nich wydają się najważniejsze: zwiększa liczbę mitochondriów – organelli komórkowych, spalających kwasy tłuszczowe; pobudza produkcję iryzyny – mięśniowego hormonu tkankowego (miokiny), przenikającego do tkanki tłuszczowej i stymulującego syntezę tzw. białek rozprzęgających (UCP), zawiadujących procesem termogenezy, polegającym na intensywnym spalaniu kwasów tłuszczowych z rozproszeniem energii cieplnej. Z tego też powodu – kawę zaliczmy do tzw. termogeników (Tagliabue – 1994, Hoffman – 2006), czyli pokarmów indukujących termogenezę i zwiększających ciepłotę ciała (dlatego chętnie sięgamy po nią dla rozgrzewki), a co za tym idzie – zwiększających też wydatek energetyczny i intensyfikujących spalanie tłuszczu, i przyczyniających się tym sposobem do redukcji wagi.

Dlaczego jednak zielona kawa miałaby tutaj zdobywać przewagę nad czarną, skoro zarówno kofeina, jak również i kwas chlorogenowy, działają na spalanie tłuszczu podobnie…? Skoro w czarnej kawie – ktoś powie – jest mniej kwasu chlorogenowego, a tyle samo kofeiny, to przecież wystarczy tylko wypić więcej naparu i efekt powinien być identyczny… I tu się zaczyna problem… Wszystko wskakuje na to, że kwas chlorogenowy, jak już wiemy, wykazuje synergizm z kofeiną i bardzo silnie wzmaga jej aktywność względem tłuszczu. Korzystając więc z kawy zielonej, osiągamy znacznie silniejszy efekt spalania tłuszczu, wprowadzając jednocześnie do organizmu znacznie mniej kofeiny. Aby uzyskać podobny efekt kawą czarną, musielibyśmy wypijać ogromną ilość naparu, co silnie nasycałoby nasz organizm kofeiną. A kofeina, pamiętajmy, jest pożyteczna dla zdrowia jedynie w umiarkowanych dawkach (200-300 mg na dobę); przedawkowana prowadzi natomiast do przykrych konsekwencji zdrowotnych, w postaci: nadmiernego pobudzenia, bezsenności, nerwowości, drażliwości, mdłości, problemów gastrycznych, przyspieszenia i niemiarowości akcji serca, skurczów mięśni i bólu głowy.

Poszukajmy teraz dowodów na bezpośrednie poparcie wyżej przedstawionej tezy – badań mówiących nam wprost, że spożycie kawy (szczególnie zielonej) sprzyja utrzymaniu niskiego poziomu tkanki tłuszczowej…

Bodaj pierwszym badaniem, które zwróciło oczy świata nauki na zieloną kawę jako na środek odchudzający, była praca Shimody, opublikowana w 2006 roku. W tym pionierskim eksperymencie posłużyły za model badawczy oczywiście gryzonie. Autor karmił tutaj myszy standardową dietą, pozostawiając jedną ich grupę bez żadnej dodatkowej interwencji do kontroli, pozostałym dodając natomiast do karmy – albo ekstrakt z zielonej kawy, albo kofeinę, albo kwas chlorogenowy. Po 2 tygodniach trwania eksperymentu okazało się, że – w porównaniu z kontrolą – zwierzęta z grupy kawowej utraciły ponad 52, z grupy kofeinowej – ponad 34, zaś z grupy kwasu chlorogenowego – równe 22 procent tłuszczu. Badanie to wyraźnie wskazało na synergizm pomiędzy kofeiną i kwasem chlorogenowym oraz udowodniło, że oba te komponenty działają lepiej łącznie, w pełnym kompleksie ekstraktu zielonej kawy, aniżeli każdy z nich jeden, z osobna.

Na potwierdzenie tych rewelacji w badaniu z udziałem ludzi nie musieliśmy czekać zbyt długo… Już w 2007 roku ukazała się praca Thoma, w której autor podawał otyłym ochotnikom codziennie przez 12 tygodni – albo 11 g zielonej, albo 11 g czarnej kawy instant. Wyniki tego eksperymentu wyglądały następująco: kiedy w grupie zielonej kawy waga ochotników obniżyła się aż o 5.4, to w grupie kawy czarnej – tylko o 1.7 kilograma; podczas gdy ochotnicy z pierwszej grupy utracili aż 3.6, to z grupy drugiej – jedynie 0.7 kg tłuszczu.

Następne informacje o odchudzających właściwościach zielonej kawy pojawiły się dopiero po pięciu latach… Chodzi o badanie Vinsona, opublikowane w 2012 roku, gdzie autor podawał ochotnikom z nadwagą, w trzech 6-tygodniowych turach, z dwoma 2-tygodniowymi przerwami pomiędzy turami – albo 1050, albo 700 mg ekstraktu z zielonej kawy dziennie, albo substancję nieaktywną – placebo. Po zakończeniu eksperymentu okazało się, że – kiedy ochotnicy z grupy wyższej dawki zielonej kawy utracili 2.04 a z niższej 1.54 – to z grupy placebo zyskali w tym samym czasie dodatkowe 0.32 kg wagi ciała. Ochotnicy z pierwszej grupy utracili też przy tym 1.19, a grupy drugiej – 1.06 procent tłuszczu całkowitego.

Wyniki uzyskane w drugim badaniu były nieco słabsze niż efekty pierwszego eksperymentu, ale i zastosowana tu dawka ekstraktu z zielonej kawy była tu dużo niższa. Niemniej doświadczenie to jednoznacznie udowodniło, że już niewielki dodatek zielonej kawy do codziennej diety prowadzi do utraty wagi i redukcji tkanki tłuszczowej, wspomagając walkę z otyłością, nawet bez specjalnej diety czy dodatkowych ćwiczeń ruchowych.

Dla zdrowia i sylwetki

Zrzucając wagę, poprawiamy swój wygląd i zdrowie. Pod tym wszakże warunkiem, że ubytek wagi będzie odbywał się tylko za sprawą redukcji tkanki tłuszczowej. Niezwykle restrykcyjne, nie skalkulowane pod względem zawartości mikroskładników pokarmowych i białek diety, a do tego jeszcze przy braku aktywności ruchowej, prowadzą do niekorzystnych zmian w składzie ciała – do sytuacji, w której ubywa mięśni, a tłuszcz pozostaje. Mięśnie tracą też właściwy im tonus (napięcie) – wiotczeją, a używając pejoratywu: flaczeją. Wtedy nie zyskujemy – ani na wyglądzie, ani na zdrowiu. Atrakcyjność sylwetki wyznaczana jest bowiem przez mięśnie: każda Pani powinna wiedzieć, że tzw. zgrabna pupa – to jędrny mięsień pośladkowy, obleczony cieniutką warstewką tłuszczu. Mięśnie produkują też właściwe im hormony tkankowe – miokiny, które, jak widzieliśmy chociażby na przykładzie wspominanej wyżej iryzyny, przyczyniają się do poprawy stanu naszego zdrowia, w którym to obszarze działają często przeciwstawnie do hormonów tkanki tłuszczowej – adipokin – odpowiedzialnych za różne, trapiące puszystych schorzenia. Mięśnie są też głównym konsumentem glukozy i kwasów tłuszczowych, tak więc odpowiednia ich konstytucja chroni nas przed cukrzycą, miażdżycą i otyłością.
Z uwagi na powyższe fakty, coraz częściej naukowcy, poszukując środków redukujących wagę, zwracają baczniejszą uwagę na to, aby tego typu suplement, ułatwiając spalanie tłuszczu, ochraniał jednocześnie tkankę mięśniową. A jak ta sprawa wygląda w przypadku kawy…?

Kawa jest napitkiem o dość dobrze potwierdzonej (o czym już wyżej było) aktywności przeciwcukrzycowej. Od wielu lat trwają więc próby wyjaśnienia mechanizmów takiej jej aktywności. Na przykład już wiemy, że wspominana wyżej kinaza AMPK, pobudzana przez kwas chlorogenowy i kofeinę, poprawia wychwyt glukozy przez mięśnie, przyczyniając się tym sposobem do obniżenia poziomu cukru we krwi. Skądinąd od dawna wiadomo, że głównymi czynnikami, regulującymi gospodarkę węglowodanową i przenoszącymi cukier z krwiobiegu do tkanek, są: insulina i insulinopodobny czynnik wzrostu typu 1 (IGF-1) – podobne do siebie hormony, działające poprzez te same szlaki sygnałowe. Insulinę znamy zresztą wszyscy bardzo dobrze, jako podstawowy lek przeciwcukrzycowy. (AMPK działa właśnie w ten sposób, że zwiększa wrażliwość tkanek [głównie tkanki mięśniowej] na insulinę i IGF-1.) Dlatego właśnie Kobayashi postanowił wyjaśnić w 2012 roku – w jaki sposób na szlaki sygnałowe insuliny i IGF-1 wpływa pojenie gryzoni kawą. Kiedy wstrzyknął myszom pojonym kawą insulinę – zaobserwował, że w ich mięśniach, w porównaniu ze zwierzętami otrzymującymi sam hormon bez napitku, wzrasta o 60% aktywność najważniejszego enzymu ze szlaku sygnałowego insuliny i IGF-1 – niejakiej kinazy Akt. A obserwacja ta ma o tyle doniosłe znaczenie, że kinaza Akt aktywuje kolejny enzym z tego szlaku – kinazę mTOR, która hamuje rozpad, a jednocześnie pobudza produkcję białek mięśniowych. To właśnie aktywacja kinaz Akt i mTOR odpowiada za anaboliczne właściwości insuliny i IGF-1, czyli za zdolność obu tych hormonów do gromadzenia białka w organizmie i kształtowania odpowiedniej konstytucji umięśnienia, gdyż mięśnie zbudowane są właśnie w przewadze z białek.

Kawa nie tylko ułatwia więc spalanie tłuszczu, czego dowiedziono w omówionych wcześniej badaniach, ale też, przynajmniej teoretycznie, jak wynika z badania cytowanego powyżej, powinna wpływać korzystnie na stan naszego umięśnienia. O tym, że tak może być w rzeczywistości, przekonuje nas praca Julii Gomes, opublikowana w październiku 2013 roku, a wykonana na zwierzęcym modelu badawczym… Autorka tuczyła tutaj przez 41 dni szczury wysokotłuszczowa dietą, pojąc jednocześnie cześć z nich naparem kawy. W porównaniu ze zwierzętami pozbawionymi napitku, gryzonie otrzymujące dodatkowo napar przypierały dziennie, ponad 2-krotnie wolniej na wadze, gromadząc ostatecznie o 2.55% mniej tłuszczu i osiągając o prawie 10% mniejsze rozmiary komórek tłuszczowych; jednocześnie jednak zatrzymały o 0.57% więcej białka w organizmie, osiągając ostatecznie o 1.88% większą masę tkanki mięśniowej.

Wprawdzie omówione wyżej badania wykonano na zwierzęcych modelach badawczych, to jednak znakomitą rekomendację, dla wzmacniającej aktywności zielonej kawy względem ludzkich mięśni, znajdziemy też w starych annałach… Ponieważ gospodarka oparta o niewolniczą siłę roboczą bazowała na mocy ludzkich mięśni, dlatego niewolnik kosztował tym drożej, im wyżej oceniano jego muskulaturę. Aby więc schwytani w Afryce brańcy, gnani w pętach przez pustynię do krajów arabskich, nie tracili na wartości, łowcy niewolników karmili ich pożywną polewką, przygotowywaną na bazie suszonych owoców kawy z dodatkiem tłuszczu i koziego mleka.

Ochronny wpływ kawy na mięśnie wiąże się w dużej mierze z aktywującym działaniem kofeiny i kwasu chlorogenowego na wspomniany wyżej przekaźnik sygnału – cAMP. Jak jednak wykazał Cho w 2012 roku – kwas chlorgenowy pobudza również produkcję innego, bliźniaczego cAMP przekaźnika – cGMP. Natomiast obie te molekuły współpracują w protekcji umięśnienia, zwiększając aktywność znanego nam już hormonu anabolicznego – IGF1, a zmniejszając hormonu katabolicznego (degradującego mięśnie) – miostatyny, aktywując jednocześnie komórki satelitarne – komórki macierzyste, regenerujące włókna mięśniowe. Obie wspomagają również w jądrach produkcję testosteronu – męskiego hormonu płciowego o aktywności anabolicznej, co niesie szczególne implikacje dla męskiej tężyzny fizycznej i sprawności seksualnej, i do czego jeszcze za chwilę powrócę.
W literaturze tematu znajdziemy więc sporą liczbę badań dowodzących, że substancje zwiększające koncentrację cAMP lub cGMP, lub jednego i drugiego przekaźnika, wpływają pozytywnie na stan naszego umięśnienia. Jeżeli chodzi o stymulatory cAMP – to dowiedziono na przykład, że kofeina zwiększa koncentrację białka w mięśniach gryzoni (Franco, 2011) oraz masę mięśniową trenujących siłowo atletów (Smith, 2010), natomiast niejaka forskolina (składnik aktywny pochwiatki Forskala) – masę mięśniową biorących udział w badaniach ochotników (Badmaev – 2000, Tsuguyoshi – 2001, Kamath – 2004, Godard – 2005). Z kolei sildenafil, czyli popularna Viagra, to jednoczesny stymulator cAMP i cGMP (ten drugi przekaźnik odpowiada za erekcję prącia), który – jak wynika z pracy wykonanej przez Melindę Sheffield-Moore w 2013 roku – zwiększa u stosujących go mężczyzn syntezę białek oraz zmniejsza zmęczenie i poprawia funkcje mięśni szkieletowych. Ten ostatni wynik warto zakarbować, gdyż – jak pamiętamy – z uwagi na zawartość kofeiny i wysokie stężenie kwasu chlorogenowego, jednoczesnym stymulatorem cAMP i cGMP jest również zielona kawa. Dlatego kawie przypisywano też zawsze właściwości afrodyzyjne, wzmagające możliwości seksualne, co potem potwierdzono zresztą badaniami naukowymi (m.in. Diokno, 1990). A wracając na chwilę do samej kofeiny, to – co zaobserwował Shermann w 2011 roku – związek ten hamuje produkcję kilku czynników katabolicznych, a szczególnie hormonu tkankowego IL-1 beta, u myszy karmionych restrykcyjną dietą niskokaloryczną. Obserwacja ta jest szczególnie cenna: pokazuje bowiem nam, że spożywanie kawy podczas odchudzania może przeciwdziałać ubytkom tkanki mięśniowej.
Wprawdzie, w kontekście zielonej kawy, najwięcej uwagi poświęca się kofeinie i kwasowi chlorogenowemu, to jednak warto przypomnieć, że używka ta zawiera jeszcze jeden bardzo cenny składnik – trygonelinę. Trygonelina jest pochodną witaminy PP, biorącą udział w przeciwcukrzycowej aktywności naparów kawy. Jak jednak dowodzą badania (Mero – 2008, Friedel – 2012) – podawanie pochodnych witaminy PP zwierzętom i ludziom, a szczególnie trygoneliny, prowadzi do przyrostu siły i masy mięśni. W tej sytuacji znowu ujawnia się przewaga zielonej kawy nad czarną, gdyż proces palenia prowadzi do rozpadu trygoneliny i zubaża napitek o znaczną cześć tego cennego składnika.

Nie tylko dla kobiet

Po zielona kawę sięgają najczęściej kobiety, a i producenci celują głównie w ten target odbiorców. Omówione wcześniej badania pokazują bowiem, że zielona kawa ułatwia spalanie tłuszczu i redukcję wagi, bez odchudzającej diety i dodatkowych ćwiczeń, co przypada do gustu zabieganym paniom, godzącym codzienne obowiązki pomiędzy pracą zawodową, wychowaniem pociech i prowadzeniem domu, którym ciężko planować dietetyczne posiłki i korzystać z zajęć ruchowych. Niemniej, musimy zwrócić uwagę, że zielona kawa to jednocześnie znakomity suplement dla wszystkich panów, a szczególnie aktywnych ruchowo czy też wyczynowo parających się uprawianiem sportu…

Jak widać z przedstawionych powyżej informacji: zielona kawa działa nieco podobnie do Viagry – zwiększa koncentrację cAMP i cGMP, i pewnie tym sposobem poprawia męskie zdolności i możliwości seksualne. Poza regulacją mechanizmu wzwodu, oba przekaźniki – jak już wspominałem – stymulują jednocześnie produkcję testosteronu, który to hormon zwiększa z jednej strony popęd płciowy i sprzyja utrzymaniu erekcji, z drugiej zaś kształtuje męską sylwetkę – utrudnia gromadzenie tłuszczu oraz działa anabolicznie, utrzymując odpowiednią masę mięśni panów nieaktywnych lub rozwijając muskulaturę korzystających z zajęć na siłowni. W tej sytuacji nie dziwi, że kilkukrotnie wykazywano, iż związki podnoszące poziom cAMP i/lub cGMP zwiększają poziom testosteronu w męskim organizmie. W odniesieniu do kofeiny efektu takiego dowiódł Beaven w 2008, w odniesieniu do forskoliny – Godard w 2005, a w odniesieniu do Viagry i leków do niej podobnych – Carosa, Greco, Saraiva, Andric i Spitzer – odpowiednio – w 2004, 2006, 2009, 2010 i 2013 roku. Jeżeli chodzi o sam kwas chlorogenowy, to niezwykle ciekawej obserwacji dokonał Park w 2013 roku: okazało się, że związek ten podnosi poziom testosteronu jeszcze i w ten sposób, że hamuje jego degradację w wątrobie. Natomiast rok wcześniej – w 2012. – Jenkinson donosił, że charakterystyczny składnik kawy, będący jednocześnie elementem molekuły kwasu chlorogenowego – kwas kawowy – obniża o 22% aktywność enzymu dezaktywującego testosteron i eliminującego go z organizmu.
Z tego wszystkiego ewidentnie wynika, że również kawa powinna podnosić poziom testosteronu. Czy jednak spotykamy się z podobnym efektem w rzeczywistości…? Wydaje się, że tak, a wpływ kawy na męski układ hormonalny wykracza jeszcze kawałek w dobrym kierunku, poza sam efekt wzrostu poziomu testosteronu…

Część ochotników, biorących udział w doświadczeniu Wedicka z 2012 roku, wypijała codziennie 5 filiżanek napitku przygotowywanego z 2 g kawy instant, cześć zaś powstrzymywała się w tym czasie od spożywania napojów kofeinowych. Po 4 tygodniach trwania eksperymentu okazało się, że mężczyźni z grupy kawowej, w porównaniu z kolegami stroniącymi od tego napitku, dysponowali wyższym o prawie 67% poziomem całkowitego i wyższym o 78% poziomem wolnego (najaktywniejszego) testosteronu, za to niższym o 47% poziomem całkowitego i niższym o 50% poziomem wolnego (najaktywniejszego) estradiolu, a ostatecznie – prawie 3-krotnie wyższym (korzystniejszym) stosunkiem pierwszego do drugiego hormonu.
Przy czym okazało się, że wpływ na układ hormonalny miały tutaj też inne składniki kawy, poza kofeiną. Trzecia grupa ochotników spożywała bowiem w tym badaniu taką samą ilość kawy, tyle że bezkofeinowej. Kawa bezkofeinowa tylko nieznacznie ustępowała kofeinowej działaniem na wzrost poziomu całkowitego i wolnego testosteronu, za to nieco słabiej radziła sobie z obniżaniem poziomu całkowitego i wolnego estradiolu, kształtując jednak i tak ostatecznie prawie 2-krotnie wyższy (korzystniejszy) stosunek pierwszego do drugiego hormonu.
Zbadano tu również poziom DHEA – hormonu kory nadnerczy, podobnego do testosteronu i przekształcanego w testosteron w organizmie, działającego podobnie (chociaż znacznie słabiej) do testosteronu na mięśnie, za to szczególnie aktywnego w procesach prowadzących do redukcji tłuszczu; w porównaniu z grupą bezkawową, w grupie kawy bezkofeinowej poziom DHEA był wyższy o 3.5, zaś w grupie kawy kofeinowej – wyższy o 11.5 procent.

Estradiol to żeński hormon płciowy, który powstaje też w męskim organizmie, w efekcie przekształcenia testosteronu. Nazbyt wysoki jego poziom prowadzi do lipomastii a nawet ginekomastii, czyli – odpowiednio – gromadzenia tłuszczu w okolicy sutków lub przerostu gruczołów piersiowych, nadającego kobiecy wygląd męskim piersiom. Problemy te pojawiają się relatywnie często: u dojrzewających chłopców w okresie „burzy hormonalnej”, kiedy to produkowany w dużych ilościach testosteron przekształca się gremialnie do estradiolu; u starszych mężczyzn, u których spada wprawdzie produkcja testosteronu, ale wzmaga się jednocześnie jego konwersja do estradiolu; u sportowców wyczynowych, praktykujących doping z użyciem wysokich dawek testosteronu lub jego pochodnych – tzw. steroidów anaboliczno-androgennych. Estradiol utrudnia również panom kształtowanie sylwetki, gdyż sprzyja gromadzeniu tłuszczu na udach i pośladkach, a jednocześnie odpowiada w największej mierze za rozwój schorzeń prostaty. Widzimy więc, że wzrost stężenia testosteronu, przy jednoczesnym spadku poziomu estradiolu, jaki obserwowano w efekcie spożywania umiarkowanych porcji kawy, niesie trudne do przecenienia korzyści dla męskiej potencji, sylwetki, tężyzny fizycznej i zdrowia. Może być też jedną z przyczyn, wspominanego na wstępie, ochronnego wpływu kawy na gruczoł krokowy.

W tym miejscu należy jedynie uważać, aby nie przesadzić ogólnie z dawkami kofeiny, mając na uwadze wnioski wyłaniające się ze wspomnianego wyżej badania Beavena, z 2008 roku… Autor nie podawał tutaj lub podawał zawodnikom rugby przed treningiem siłowym 200, 400 lub 800 mg kofeiny (w przybliżeniu: 2, 4 i 8 filiżanek bardzo mocnej kawy). Po treningu, po dokonaniu pomiarów stężenia hormonów w ślinie sportowców, okazało się, że sam trening, nie wspomagany kofeiną, podnosił poziom testosteronu o 15, wspomagany dawkami 200 i 400 mg kofeiny – o 21, zaś wspomagany dawką 800 mg kofeiny – o 24 procent. Jednocześnie jednak ta najwyższa dawka zwiększyła też o 52% poziom kortyzolu, zmieniając niekorzystnie stosunek pierwszego do drugiego hormonu. Tu tylko należy dodać, że kortyzol to bardzo silny hormon kataboliczny, degradujący mięśnie, i generalnie antagonista testosteronu, sprzyjający jednocześnie gromadzeniu tkanki tłuszczowej.
Generalnie widzimy więc, podsumowując dwa ostatnie badania, że już 2-3 filiżanki mocnej lub 5 filiżanek słabej kawy dziennie całkowicie wystarczy, aby podbić wyraźnie wartości dobroczynnego testosteronu, unikając jednocześnie wzrostu poziomu szkodliwego kortyzolu.

Podsumowując…

Kawa, a szczególnie zielona, to cenny środek spożywczy, znakomicie przyspieszający redukcję tłuszczu i wyraźnie wspomagający muskulaturę, ułatwiający osobom mało aktywnym zrzucenie kilku zbędnych kilogramów, a paniom i panom korzystającym z różnych form aktywności ruchowej – kształtowanie sylwetki.

Facebooktwitterlinkedin