Na tej stronie znajdziesz najciekawsze artykuły o najwartościowszych suplementach i najskuteczniejszych lekach, wpływających na tężyznę fizyczną, estetykę ciała i stan zdrowia osób aktywnych fizycznie

Awantura o witaminę

21.05.2009 | Dawno, dawno temu... | 0 komentarzy

Słowa kluczowe: witamina C, kwas askorbinowy, kwas treonowy, wapń, ESTER-C, szkorbut, kolagen, Serbowie, Chorwaci.

Naukowcy prowadzący wykopaliska na pogórzu Ałtaju dokonali zadziwiającego odkrycia… Znalezione tutaj, dobrze zachowane w lodzie szczątki ludzkie z połowy ostatniego tysiąclecia przed Chrystusem poddano badaniom medycznym. Badania te wykazały, że chorobą – najczęściej trapiącą pasterską społeczność owych czasów – był szkorbut.

Objawy szkorbutu to – krwawienia dziąseł, rozchwianie i wypadanie zębów, nieświeży oddech, problemy gastryczne, niezdolność do wysiłków i ciężkie infekcje, zaś częsty skutek – zgon.

Szkorbut od pradziejów wiązano z niedostatkiem świeżego, roślinnego pożywienia. Dzisiaj już wiemy, że był on zespołem niedoboru witaminy C – występującej głównie w owocach i warzywach. Trapił szczególnie ludność pasterską, koczującą w eurazjatyckim interiorze, gdzie zimy – długie i srogie, okres wegetacji – krótki, zaś szata roślinna – uboga. Od późnej wiosny, po wczesną jesień – koczownicy uzupełniali oparte o nabiał i mięso menu świeżymi ziołami, dzikim czosnkiem i cebulą. Jednak, przynajmniej przez pół roku, pozbawieni byli jakichkolwiek źródeł witaminy C.

Jedna z koncepcji historycznych głosi, że to właśnie głód tej witaminy pchał nomadów do wypraw łupieskich na terytoria ludności rolniczej. Tam bowiem, gdzie klimat – łagodny, szata roślinna – bogata, a warunki bytowe – znośne, zawsze można było – nawet wczesną wiosną – znaleźć i ograbić zasobne spichlerze. Wiemy z historii, że najazdy stepowych nomadów na ośrodki cywilizacyjne starożytnej Azji i Europy ukształtowały mapę etniczną współczesnego świata. Ale zaskoczeniem może być fakt, że dzieje wielkich migracji i krwawych wojen – to tylko – „awantura o witaminę”.

Z historii do nauki.

W bliższych nam czasach, szkorbut był głównym problemem dalekich, morskich podróży. Tu główne źródło pokarmu stanowiły suchary, solone mięso i ryby. To właśnie, przede wszystkim, troska o zdrowie królewskich marynarzy i sprawność bojową ekspediowanych na wojny kolonialne żołnierzy nadawała ton poszukiwaniom lekarstwa na szkorbut.

Za pierwszy, naukowy opis tej choroby uznano notatkę Jamesa Linda. W niej to, ten angielski lekarz, pionier badań nad witaminami, cytował w 1753 roku relację chirurga okrętowego – Johna Woodalla – z rejsu, z 1639-tego roku. W 1757-mym – Lind dowiódł, że świeże owoce i jarzyny leczą szkorbut i zapobiegają chorobie.

Lind nie był jednak nestorem profilaktyki tej przypadłości, bo już w 1601-szym – James Lancaster wprowadził na jednostkach Wschodniej Kompanii Indyjskiej obowiązek regularnego spożywania cytrusów – dla zapobiegania szkorbutowi.

W 1820 roku, naczelny lekarz wojennej floty rosyjskiej, Piotr Wiszniewski, przekonywał o aktywności przeciwszkorbutowej „środków dietetycznych ze świata roślinnego, które dają możność organizmowi dokonywać swoich przemian w sposób zdrowy i prawidłowy”.

Skuteczną walkę z chorobą, za pomocą pokarmów roślinnych, opisał w 1834-tym – D. P. Sinopeus – ordynator Kronsztackiego Szpitala Morskiego.

W tym samym mniej więcej czasie, kierownik służby medycznej rosyjskiej floty bałtyckiej, Bacheracht, podkreślał, że szkorbut pojawia się, „kiedy jedzenie bywa przez długi czas używane bez wszelkich traw i roślin…”

Dyrektor służby zdrowia japońskiej marynarki, Takaki, wprowadził w 1882-gim do menu załóg okrętowych – racje świeżych zbóż, owoców i warzyw.

Jednak właściwą witaminę wyizolował – z pomarańczy, nadnerczy i kapusty – Węgier, Szent-Gyorgyi, dopiero w 1928 roku. Uzyskany związek nazwał najpierw kwasem heksuronowym. Podejrzewał, że niedobór tej właśnie substancji odpowiada za rozwój szkorbutu. W 1932 roku ten sam związek pozyskali z cytryn: Wang i King – i zidentyfikowali – jako witaminę C. Ostatecznie jej niedobór z rozwojem szkorbutu powiązał van Eekelen – w 1936-tym, kiedy wywołał objawy gnilca u wolontariuszy, podając im pożywienie pozbawione tego właśnie składnika. Z tego powodu nazwano go kwasem askorbinowym, czyli przeciwszkorbutowym. Jednak, zaraz po ustaleniu budowy witaminy C w 1932-gim – przez Hawortha, w 1933-cim – jej syntezy i za razem pierwszej syntezy witaminy dokonał Polak, Tadeusz Reichstein, za co otrzymał w 1950-tym – Nagrodę Nobla.

W ten sposób – historia zatoczyła przedziwne koło… Nasz rodak, drugi już raz w dziejach, opracował lek na szkorbut. Nazwa tej choroby weszła bowiem do leksykonu medycznego poprzez języki germańskie – jako skorbjug, skorbut. Zapewne pozostawała też w związku z greckim sapros – `zgniły`, gdyż tradycyjnym synonimem szkorbutu – z uwagi na opłakany stan dziąseł i przykry oddech – jest gnilec. Pierwotnie – najprawdopodobniej określała nie samą przypadłość, ale lekarstwo na nią, czyli bogaty w witaminę C – sok z jarzębiny (sorbus). Jagody jarzębinowe pozostają na drzewie do wczesnej wiosny, więc – znając ich właściwości przeciwszkorbutowe – można było obronić się przed tą dokuczliwą chorobą. Można było też wzmacniać organizm, bo niedostatek witaminy C sprowadza niemoc, zaś dostatek zwiększa zdolności wysiłkowe. Z tej też przyczyny, jeszcze i dzisiaj góralska, gwarowa nazwa jarzębiny – skoruch – określa jednocześnie człowieka bardzo energicznego. Natomiast wszystkie te wyrazy zdają się pochodzić od nazwy etnicznej ludu, który zapewne – jako pierwszy – upowszechnił ów lek przeciwszkorbutowy. Nazwa ta pojawiała się na przestrzeni dziejów w wielu wariantach fonetycznych, między innymi: Sorbiuk, Korbat, i ostatecznie dała etnonimy dwóch słowiańskich narodów – Serbów i Chorwatów. Według relacji Geografa Bawarskiego, lud ów – zamieszkujący we wczesnym średniowieczu środkową Europę – miał być jednym z plemion protopolskich i generalnie protoplastą wszystkich Słowian.

W kanonie medycyny.

Witamina C zawdzięcza unikalne walory zdrowotne zdolności żonglowania elektronami. Pamiętamy z fizyki, że krążące wokół jąder atomowych elektrony odpowiadają za reakcje chemiczne. Tak więc witamina C, przenosząca w organizmie elektrony pomiędzy molekułami, pełni przynajmniej tak samo ważną rolę, jak wagony wożące węgiel – ze Śląska na Wybrzeże.

Sprawność przenoszenia elektronów ma szczególne znaczenie dla reakcji, w które zaangażowana jest pewna, szczególna molekuła zbudowana z wodoru i tlenu, nazywana rodnikiem hydroksylowym. Dlatego bez pomocy witaminy C nie może przebiegać np. produkcja kolagenu – białka budującego między innymi zęby i dziąsła, ale również kości, stawy, struktury oka, naczynia krwionośne, skórę i barierę odpornościową.

Bez niej nie powstaje również noradrenalina – hormon odpowiedzialny za dobry nastrój, aktywność psychoruchową i smukłą sylwetkę – oraz hormony steroidowe, regenerujące organizm. Tak samo kwasy żółciowe, regulujące trawienie. Bez niej nie przebiega eliminacja cholesterolu i kwasów tłuszczowych, niszczących naczynia krwionośne. Znacznie utrudniona i prawie niemożliwa staje się eliminacja wolnych rodników tlenowych i toksyn środowiskowych, odpowiedzialnych za wiele chorób i procesy starzenia się organizmu. I w końcu – nie może powstawać karnityna, czyli witamina Bt, niezbędna do pracy mięśni i serca oraz spalania tłuszczu zapasowego.
Z uwagi na te fakty, witamina C weszła do kanonu medycyny nie tylko – jako lek przeciwszkorbutowy, ale również – jako środek profilaktyki zdrowotnej o aktywności ogólnie wzmacniającej, zwiększającej odporność, poprawiającej zdolności wysiłkowe sportowców, zmniejszającej narażenie na schorzenia aparatu ruchu, układu krążenia, narządu wzroku, jamy ustnej i choroby nowotworowe oraz opóźniający procesy starzenia się organizmu.
Awantura o dawkę.
Dzienne zapotrzebowanie na witaminę C określono wstępnie na ok. 75 mg. Należy tutaj wyraźnie zaznaczyć, że jest to najniższa dawka, niezbędna do przeżycia, podtrzymująca poziom witaminy w dolnych granicach normy, przy której nie występują jeszcze objawy niedoboru. W tej sytuacji wypada zadać pytanie, które zadawało wielu badaczy: czy dawka zapewniająca przeżycie zapewnia jednocześnie właściwy stan zdrowia, wysoką sprawność psychofizyczną i dobre samopoczucie?

W 1993-cim – Hughes stworzył analizę bazy pokarmowej okresu przedhistorycznego, co pokazało, że praczłowiek spożywał dziennie – przynajmniej 400 mg witaminy C.

W bardzo oryginalny sposób podszedł do tego zagadnienia słynny Linus Pauling. Zbadał on – ile witaminy C wytwarzają dziennie organizmy psów, zdolne ją samodzielnie produkować. Jak się okazało, była to ilość odpowiadająca ok. 20-to gramowej dawce – przyjętej przez człowieka. Pauling stosował na co dzień 20 gramów, chociaż zwiększał dawkę pięciokrotnie – w okresie narażenia na infekcje. Naukowiec ten przekroczył dziewięćdziesiątkę, chociaż 30 lat wcześniej, zanim rozpoczął suplementację, zdiagnozowano u niego nowotwór jelita grubego. To zresztą ta choroba stymulowała jego badania nad witaminą C – jako środkiem przeciwnowotworowym.

W 1999 roku, w Wielkiej Brytanii ustalono oficjalną, optymalną normę żywieniową witaminy C – na 400-1000 mg, z którą zgadza się obecnie większość specjalistów.

Problemy.

Jednak – przy takim poborze – pojawiają się pewne problemy… Jak wykazały prace cytowanego już Hughsa, przeciętna dieta współczesnych mieszkańców zachodu dostarcza jedynie 60 mg witaminy, więc powinniśmy korzystać z suplementów diety. Jednak z dawki suplementu przekraczającej 1000 mg – organizm jest w stanie przyswoić nie więcej, jak tylko 50%. Jednocześnie, wchłonięta witamina bardzo szybko opuszcza organizm, więc nie zapewnia ochrony całodobowej. Niektórzy ostrzegają: pomimo wysokiego bezpieczeństwa, witamina C jest kwasem, więc może – przy długim stosowaniu – podrażniać przewód pokarmowy i zakłócać pracę nerek.

Naukowcy wyspecjalizowani w tworzeniu technologii suplementów diety postanowili rozwiązać te wszystkie problemy. Dociekli przede wszystkim, dlaczego witamina C tak słabo się wchłania. Jak się okazało – winę za to ponosi jej grupa kwasowa, która utrudnia przenikanie przez błonę komórek jelitowych. Również wysoka kwasowość odpowiada za szybką degradację witaminy do prostszych, nieaktywnych związków, takich jak kwas treonowy. Jak już wiemy, to również jej kwaśny charakter wzbudza wątpliwości – co do całkowitego bezpieczeństwa stosowania. Wniosek z tego wszystkiego nasuwa się jeden: trzeba pozbawić witaminę kwasowości – zbuforować.

Najlepiej buforują pierwiastki alkaliczne – sód, potas, wapń, magnez. Ale który wybrać do towarzystwa dla naszej witaminy? Najlepszym kandydatem okazał się wapń. Już we wcześniejszych badaniach zaobserwowano bowiem, że wapń – spożyty łącznie z witaminą C – wyraźnie poprawia jej wchłanianie. Mało tego – współpracuje on ściśle z naszą witaminą w wielu procesach życiowych, chociażby – w budowaniu zębów i kości.

Ale można jeszcze pójść o jeden krok dalej… Okazuje się, że – jeżeli do środowiska reakcji rozpadu jakiegoś związku dodamy produkt tego rozpadu – to całą reakcję zahamujemy. Jeżeli więc połączymy witaminę C z kwasem treonowym, to zatrzymamy jej rozpad – do tego nieaktywnego kwasu. W ten sposób uzyskamy trwałą postać witaminy – zdolną do długiego, ochronnego, zdrowotnego działania na organizm.

Efektem lat prac, badań i dociekań technologów jest askorbinian/treonian wapnia, znany pod patentową nazwą – ESTER-C, czyli wygenerowana w laboratoriach naukowych, nowoczesna molekuła witaminy C, gwarantująca najwyższą i najdłuższą skuteczność działania zdrowotnego, omijająca wszelkie niedogodności związane z codziennym wzbogacaniem diety – w tę witaminę młodości, witalności i zdrowia.

W niewdzięcznej roli.

ESTER-C ma dodatkową przewagę nad tradycyjną molekułą kwasu askorbinowego… Jak wiemy, syntezę tradycyjnej molekuły opracował Tadeusz Reichstein – jeszcze w 1933 roku. Od tamtej pory – jej technologia nie uległa większej zmianie, pomimo że miała pewne mankamenty. Podstawowy to ten, że ślady stosowanych w jej toku odczynników chemicznych nie są naszemu organizmowi zupełnie obojętne…

Produkcja ESTER-C jest natomiast odzwierciedlonym laboratoryjnie procesem syntezy witaminy – przebiegającym naturalnie w tkankach roślin. Jako rodakom twórcy pierwszej technologii syntezy, nie jest nam zręcznie chwalić amerykańskich naukowców za myśl technologiczną – lepszą od naszej. Ale cóż!… Świat idzie do przodu…

Facebooktwitterlinkedin