Na tej stronie znajdziesz najciekawsze artykuły o najwartościowszych suplementach i najskuteczniejszych lekach, wpływających na tężyznę fizyczną, estetykę ciała i stan zdrowia osób aktywnych fizycznie

FLUOKSETYNA–A SYLWETKA

11.05.2010 | Termogeniki i inne spalacze | 0 komentarzy

Słowa kluczowe: fluoksetyna, sibutramina, serotonina, kortyzol, testosteron, hormon wzrostu, hormony tarczycy, depresja, lipoliza, anabolizm

Wysokie tempo życia odbija się niekorzystnie na naszej psyche. Coraz więcej osób, z wielkich ośrodków cywilizacyjnych, uskarża się na problemy z nastrojem – a lekarze często przepisują im środki antydepresyjne. Najpopularniejszą grupę leków stanowią tutaj tzw. inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, z jej sztandarowym związkiem – fluoksetyną.

Ponieważ terapia z wykorzystaniem tych leków często ordynowana jest młodym kolegom, uprawiającym sport, jak również aktywność ruchowa pozostaje jedną z najskuteczniejszych metod terapeutycznych, wspomagających leczenie depresji, dlatego często też padają pytania – dotyczące wpływu fluoksetyny na naszą sylwetkę.

Narodziny depresji.

Według aktualnie obowiązującej koncepcji – depresja jest psychofizyczną odpowiedzią organizmu na permanentny stres…

Incydentalny bodziec stresowy, jak np. pała z odpowiedzi, pobudza odpowiednie ośrodki w mózgu, co prowadzi do wzrostu poziomu rozmaitych neuroprzekaźników – a przede wszystkim – noradrenaliny i serotoniny. Przekaźniki te oddziałują na podwzgórze, uwalniając neurohormon – kortykoliberynę (CRH). CRH uwalnia z kolei kortykotropinę (ACTH), która trafia z obiegiem krwi do kory nadnerczy, gdzie stymuluje produkcję i wydzielanie hormonu stresu – kortyzolu. Ponieważ, na etapie rozwoju naszego gatunku, stres wiązał się z aktywnością ruchową (ucieczką przed drapieżnikiem czy walką z napastnikiem), dlatego kortyzol przygotowuje organizm do ekstremalnych wysiłków i chroni go przed ich ewentualnymi, niekorzystnymi skutkami.

Incydentalny stres nie jest więc niczym niezwykłym czy groźnym, zaś jego efekty metaboliczne dość szybko przemijają, gdyż sam kortyzol (lub jego pochodne) hamuje ośrodki mózgowe, odpowiedzialne za uwalnianie CRH i sam ogranicza – w ten sposób – swoją własną produkcję. Fachowo nazywamy to – efektem sprzężenia zwrotnego.

Kiedy jednak długo egzystujemy w sytuacji ciągłego zagrożenia, bo wykonujemy np. bardzo nerwową profesję, te dobrze z natury wykształcone i ugruntowane mechanizmy zaczynają wariować… Permanentny stres – zauważmy – sprzyja ciągłemu nadmiarowi kortyzolu. Natomiast ciągłe (nie incydentalne) podniesienie poziomu kortyzolu odwrażliwia ośrodki mózgowe na jego hamujące działanie. Poziom CRH nadal wzrasta – pomimo wysokiego poziomu kortyzolu, gdyż hormon ten nie hamuje już z jego wydzielania. Przysadka, atakowana bezustannie CRH, też obniża swoją wrażliwość na jego działanie – produkuje i wydziela bardzo mało ACTH. Natomiast zupełnie odwrotnie reaguje tutaj kora nadnerczy… Ta, zamiast ograniczyć produkcję kortyzolu przy niedostatku ACTH, paradoksalnie – niepomiernie powiększa swą masę i niezasadnie nasila produkcję kortyzolu. Ostatecznie mamy więc do czynienia w permanentnie podwyższonym poziomem kortyzolu w całym organizmie i poziomem CRH w mózgu. A jak się okazuje: CRH hamuje produkcję noradrenaliny i prawdopodobnie serotoniny (przekaźników odpowiedzialnych za napęd i nastrój), co prowadzi do poważnych zmian w ich neuronach, hamowania przekaźnictwa w ich układach, zmniejszenia produkcji czynników wzrostowych mózgu (BDNF) – i ostatecznie – rozwoju depresji.

Depresja a metabolizm.

Nietrudno zgadnąć, że zmiany neurohormonalne, charakterystyczne dla depresji, muszą odbijać się też na naszym obrazie metabolicznym. Zauważmy, że mamy tu do czynienia z ciągłym i wysokim nadmiarem dwóch hormonów – CRH i kortyzolu – przy jednoczesnym niedoborze ACTH. Inną, dobrze udokumentowaną zmianą neurohormonalną w depresji jest obniżenie produkcji i wydzielania somatotropiny (hormonu wzrostu – GH). Słabiej udokumentowane – to obniżenie produkcji hormonów tarczycy, związane z upośledzeniem odpowiedzi tego gruczołu na pobudzające działanie tyreoliberyny (TRH) i tyreotropiny (TSH), oraz zaburzenia wydzielania prolaktyny (PRL). Natomiast całość tych zmian składa się w obraz metaboliczny, niekorzystny dla naszej sylwetki…

Zacznijmy od problemów na poziomie ośrodkowym (mózgowym)…

CRH jest generalnie neurohormonem hamującym apetyt. Jednak apetyt hamuje też noradrenalina i serotonina, których produkcję hamuje z kolei CRH. Dlatego depresji towarzyszą zawsze zaburzenia pobrania pokarmu – paradoksalnie przeciwstawne – albo utrata apetytu, albo chorobliwa żarłoczność.

Przejdźmy do problemów obwodowych – na poziomie tkanki tłuszczowej i mięśniowej…

GH, ACTH, TSH, noradrenalina i hormony tarczycy to czynniki działające lipolitycznie w tkance tłuszczowej, czyli rozbijające cząsteczki tłuszczowe i ułatwiające redukcję tłuszczu zapasowego. Natomiast kortyzol to znowu hormon tuczący, ułatwiający gromadzenie tłuszczu zapasowego, szczególnie – kiedy powstaje w organizmie – w niezasadnie wysokim nadmiarze. Niedobór w depresji tych pierwszych hormonów, przy nadmiarze tych drugich – będzie raczej sprzyjał rozwojowi otyłości. Chyba, że mamy do czynienia z takim typem tej przypadłości, w którym dochodzi do znacznego hamowania popędu żywieniowego i ograniczenia pobrania pokarmu.

Wpływ depresji na mięśnie z zasady jest niekorzystny… Jeżeli obniżeniu ulegnie popęd żywieniowy – wiadomo – ‘poleci’ masa mięśniowa. Jeżeli jednak nawet depresji towarzyszy żarłoczność, to i tak przyrost masy ciała wiąże się z nadmiernym gromadzeniem tkanki tłuszczowej. Brakuje tu bowiem silnych czynników anabolicznych i lipolitycznych – somatotropiny i hormonów tarczycy. Z testosteronem (kolejnym, ważnym anabolikiem) też jest w depresji różnie – i chociaż nieraz obserwowano wzrost jego poziomu, to jednak znacznie częściej – spadek. Przypomnijmy, że spadkowi tych ważnych hormonów anabolicznych towarzyszy wysoki wzrost poziomu kortyzolu – najsilniejszego hormonu katabolicznego, hamującego rozwój masy mięśniowej – a jednocześnie – stymulującego przyrost tkanki tłuszczowej. W przypadku kortyzolu – ciekawy jest fakt, że hormon ten działa przeciwstawnie – w zależności od poziomu jego wytwarzania czy dostarczania (leki) do organizmu. Niski poziom kortyzolu, z jakim mamy do czynienia na co dzień w zdrowym organizmie, stymuluje anabolizm i lipolizę, włączając się pozytywnie w proces kształtowania sylwetki. Dopiero wysoki jego poziom, jak przy permanentnym stresie i depresji czy leczeniu pochodnymi hormonów kory nadnerczy, zaczyna wprowadzać w proces ten określone perturbacje – hamuje anabolizm i inicjuje katabolizm białek, utrudniając rozwój masy mięśniowej, a jednocześnie sprzyja gromadzeniu tłuszczu w okolicy brzucha, twarzy, ramion i karku (byczy kark). Zagadnienie to jest dosyć złożone i wykracza poza ramy tego artykułu. Opowiem więc o nim na pewno, ale już chyba innym razem…

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze zmiany w preferencjach smakowych… Kiedy w mózgu brakuje serotoniny, zaczynamy odczuwać pociąg do węglowodanów. Serotonina powstaje bowiem z tryptofanu, zaś ten przedostaje się w większych ilościach do mózgu jedynie wtedy, gdy nie konkurują z nim – o przebycie bariery krew-mózg – inne aminokwasy. Duże porcje węglowodanów stymulują uwalnianie insuliny, która ‘upycha’ aminokwasy – głównie do tkanki mięśniowej. Jednakże, z nie do końca zrozumiałych powodów, oszczędza tutaj tryptofan. Ponadto, pokarmy węglowodanowe zawierają zazwyczaj sporo tryptofanu, a bardzo mało aminokwasów konkurencyjnych. Ostatecznie więc – w obecności wysokich porcji węglowodanów – we krwi pozostaje niemal sam tryptofan, pozbawiony towarzystwa innych aminokwasów, konkurujących z nim o szlaki wiodące do mózgu. Teraz ten może odpowiednio wysycać mózg i przemieniać się tam w serotoninę. Żywienie ze znaczną przewagą węglowodanów pomaga wprawdzie poprawić nastrój, ale utrudnia – wiadomo – rozwój muskulatury czy chociaż utrzymanie przyzwoitej masy mięśniowej. Nie mówiąc już, że znowu sprzyja gromadzeniu tkanki tłuszczowej.

Do akcji wkracza fluoksetyna.

Przewodnictwo w układzie nerwowym wygląda (w dużym uproszczeniu) w ten sposób, że wyspecjalizowany neuron produkuje dany przekaźnik (np. serotoninę) i wydziela go do tzw. szczeliny synaptycznej, rozdzielającej komórki nerwowe. W błonie drugiego neuronu egzystują natomiast receptory, wiążące przekaźnik i przenoszące jego sygnał chemiczny dalej – w głąb komórki nerwowej. Jednocześnie – błona komórkowa pierwszego neuronu, produkującego przekaźnik, zaopatrzona jest w białka transportowe, wychwytujące zwrotnie ten sam przekaźnik, w przypadku jego nadmiaru – w szczelinie synaptycznej. Z jednej strony – mechanizm ten reguluje ujemnie aktywność neuronalną, z drugiej zaś – oszczędzą neuronom pracy nad produkcją kolejnych cząsteczek przekaźnika.

Kiedy jednak produkcja neuroprzekaźnika zostaje zahamowana, jak przy depresji, komórka produkcyjna zwiększa liczbę transporterów i skrzętnie wychwytuje jego cząsteczki ze szczeliny, co pozwala utrzymać odpowiedni zasób substancji we wnętrzu neuronu – przy niedostatku produkcji. Nie zastanawia się przy tym, że odbiera przekaźnik komórce efektorowej i upośledza przewodnictwo neuronalne. Zupełnie, jakby chciała powiedzieć: „Ja swoją robotę wykonałem – mam odpowiedni zapas przekaźnika. A wy – rubta se, co chceta!”

Natomiast komórka efektorowa, odpowiadająca na chemiczny sygnał neuroprzekaźnika, najpierw z reguły zwiększa liczbę receptorów, próbując wyłapać nawet najdrobniejszą molekułę substancji sygnałowej. Potem jednak – zmniejsza, jakby chciała powiedzieć: „Eee, szkoda zachodu – i tak nie ma na co liczyć…!” (Wprawdzie dochodzą tu jeszcze relacje – pomiędzy receptorami i tzw. autoreceptorami, ale celowo pomijam to zagadnienie, aby nie komplikować dodatkowo tematu.) Nietrudno zgadnąć, że sytuacja taka drastycznie zaburza przewodnictwo neuronalne i doprowadza do rozległych perturbacji psychofizycznych.

Fluoksetyna jest inhibitorem zwrotnego wychwytu serotoniny. Blokuje transportery zawracające serotoninę do produkujących ją neuronów, zwiększając poziom naszego przekaźnika w szczelinie synaptycznej. Pod jej wpływem – stopniowo – liczba transporterów i receptorów oraz wzajemny stosunek receptorów do autoreceptorów powracają do normy. Dlatego działa dosyć wolno, ale za to – skutecznie. W przeciągu kilku miesięcy, fluoksetyna przywraca prawidłowe przekaźnictwo w układzie serotoninergicznym. Dzięki temu – normalizacji ulegają też wszystkie czynności układu hormonalnego. Ponownie wzrasta produkcja hormonów anabolicznych i lipolitycznych, zaś produkcja kortyzolu powraca do wartości sprzyjających kształtowaniu sylwetki.

W związku z tym – fluoksetyna znalazła zastosowanie nie tylko w depresji, ale również w chorobie o podobnym podłożu – bulimii – chorobliwej żarłoczności. Wprawdzie nie stosuje się jej w otyłości prostej (chociaż teoretycznie można by było, bo serotonina hamuje apetyt), za to wykorzystuje się tutaj lek o zbliżonym mechanizmie działania – sibutraminę – inhibitor zwrotnego wychwytu serotoniny i noradrenaliny.

Ostatecznie widzimy więc, że fluoksetyna sprzyja rozwojowi beztłuszczowej masy ciała. To ważna informacja dla tych kolegów, którym lekarz przepisał fluoksetynę a którzy pytają mnie często – czy ta aby nie przeszkodzi im w szlifowaniu formy?

Jednak tutaj – ważna uwaga…! Fluoksetyna przywraca prawidłową akcję hormonalną w depresji. Nie bardzo wiadomo, jak lek ten wpłynąłby na obraz hormonalny zdrowego człowieka. Nie radzę więc eksperymentować z fluoksetyna na własna rękę, bez wyraźnego wskazania medycznego i ostatecznej decyzji lekarza!!!

Facebooktwitterlinkedin