4
« dnia: Dzisiaj o 07:17:49 am »
Podałem po prostu link do europejskiej instytucji szacującej śmiertelność grypy w Polsce na ok. 6.5 tys. przypadków rocznie.
"EuroMOMO to europejskie działanie monitorujące śmiertelność, którego celem jest wykrywanie i mierzenie nadmiernej liczby zgonów związanych z grypą sezonową, pandemiami i innymi zagrożeniami dla zdrowia publicznego.
Oficjalne krajowe statystyki dotyczące śmiertelności są dostarczane co tydzień w 28 krajach europejskich lub regionach niższych niż krajowy w sieci współpracy EuroMOMO, wspieranej przez Europejskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) i Światową Organizację Zdrowia (WHO), a prowadzoną przez Statens Serum Institut, Dania."
Nie chce mi się dociekać, skąd biorą się tak duże różnice pomiędzy statystykami polskimi a europejskimi, ale podejrzewam, że polskie podają jedynie liczbę bezpośrednich zgonów w wyniku zakażenia, bez uwzględnienia zgonów na ciężkie powikłania pogrypowe, które są oddalone w czasie o tygodnie czy nawet miesiące.
Musimy po prostu realnie oceniać sytuację. A realia są takie, że covid to nie jakieś tam śmiercionośne monstrum, przy którym grypa to lekki katarek. Zarówno koronawirusy, jak też wirusy grypy są niebezpieczne dla ludzi z obniżoną odpornością, a więc mówiąc o ogóle populacji, głównie dla osób starszych i z chorobami metabolicznymi. No i teraz warto mieć świadomość, że to - czy znajdziemy się, czy nie w grupie wysokiego ryzyka - zależy w dużej mierze od nas samych i od naszego stylu życia.
Próbuję walczyć po prostu z takim oto stereotypem, który zaczyna ostatnio się upowszechniać:
"Cokolwiek nie zrobisz ze swoim życiem, i tak zachorujesz. Jeżeli się zaszczepisz, nie musisz robić już nic więcej, aby zachować zdrowie."