Na tej stronie znajdziesz najciekawsze artykuły o najwartościowszych suplementach i najskuteczniejszych lekach, wpływających na tężyznę fizyczną, estetykę ciała i stan zdrowia osób aktywnych fizycznie

Mleczko pszczele: Viagra z ula

30.10.2014 | Legalne anaboliki, W zdrowym ciele... | 0 komentarzy

Autor: Sławomir Ambroziak

Słowa kluczowe: mleczko pszczele, testosteron, viagra, folistatyna, miostatyna, IGF-1, komórki satelitarne, estradiol, receptory estrogenowe, androgeny, steroidy anaboliczno-androgenne, receptory androgenowe, estry wyższych kwasów tłuszczowych, masa mięśniowa, prostata.

W zeszłym roku, mniej więcej o tej samej porze, opublikowałem na stronie – www.sylwetka-uroda-zdrowie.pl – artykuł pt. „Mleczko pszczele: zdrowie i forma.” Poruszałem w nim głównie tematykę związaną z wpływem mleczka na naszą tężyznę fizyczną i ludzki układ hormonalny. Dzisiaj do tego powracam, gdyż na przestrzeni ostatniego roku ukazały się wyniki niezwykle ciekawej pracy… Naukowcy udowodnili, że pewne, szczególne składniki mleczka pszczelego działają dokładnie tak samo, jak męski hormon płciowy – testosteron. A przypomnijmy, że testosteron utrzymuje w doskonałej formie mięśnie i odpowiada za naszą sprawność seksualną. Przypomnijmy również, że popularna Viagra dlatego poprawia męskie zdolności płciowe, że – między innymi – podnosi poziom testosteronu. Natomiast leczenie męskiej niedomogi płciowej testosteronem dawało nieznacznie lepsze rezultaty od stosowania, w tym samym celu, Viagry.

Rok temu…

Zainteresowanych szczegółami odsyłam do artykułu sprzed roku. W tym miejscu przypomnę tylko najważniejsze, ustalone przez naukę fakty, dotyczące relacji mleczka pszczelego z naszym układem hormonalnym, potencją mężczyzny i jego tężyzną fizyczną…Testosteron to najważniejszy androgen – męski hormon płciowy, obdarzony – jak pewnie wszyscy wiemy – silną aktywnością anaboliczną i krwiotwórczą. Z tego powodu – o wysoki poziom testosteronu zabiegają wszyscy aktywni fizycznie panowie oraz wyczynowi sportowcy. Testosteron odpowiada jednocześnie za męską sferę płciową, tak więc wartość jego stężenia w organizmie determinuje męską sprawność seksualną. W świeżym mleczku pszczelim znajdziemy go w takim samym stężeniu (a nawet większym), jakie wykrywano maksymalnie we krwi młodych, zdrowych i wyjątkowo męskich mężczyzny, zaś w liofilizowanym – ponad 3 razy tyle. Jednak sama obecność testosteronu – to jeszcze nie wszystkie relacje pomiędzy mleczkiem pszczelim a tym hormonem o fundamentalnym znaczeniu dla rozwoju zdolności wysiłkowych i utrzymania wysokiej sprawności seksualnej…

Mleczko pszczele podnosi poziom testosteronu w organizmach zwierząt, czego dowiedli m.in. Kohguchi i Elnagar – odpowiednio – w 2004 i 2010 roku, w badaniach na chomikach i królikach. Częściowo może być to efektem absorpcji testosteronu występującego w mleczku, w większym stopniu zapewne jednak – dynamizującego działania mleczka na układ hormonalny.

Z badań na zwierzętach – na szczególną uwagę zasługuje praca Hassana, z 2009 roku… Tutaj autor zaobserwował, że – u szczurów otrzymujących przez miesiąc mleczko pszczele, w porównaniu z gryzoniami pojonymi jedynie czystą wodą – wzrósł o 79% poziom testosteronu, a jednocześnie obniżyła się o 4.5% masa prostaty. Jest to niezwykle cenne spostrzeżenie, gdyż – wprawdzie testosteron wygląda pozornie na znakomity środek anaboliczny, chroniący np. mięśnie seniorów przed zanikiem (sarkopenią) – ma jednak tę wadę, że może potęgować rozwój łagodnego przerostu stercza (prostaty) – dosyć nieprzyjemnego schorzenia, dotykającego większość starszych mężczyzn.

Niemniej ciekawych obserwacji, jak powyższe, dokonał też Zahmatkesh w 2013 roku… Steroidy anaboliczno-androgenne (sterydy anaboliczne) to leki podobne do testosteronu, stosowane najczęściej w przypadkach znacznej utraty masy mięśniowej lub przy niedokrwistości, wykorzystywane też często przez sportowców jako środki wspomagania wysiłku. Jednym z efektów niepożądanych leczenia sterydami anabolicznymi jest spadek poziomu testosteronu. Chodzi tutaj o mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego, regulujący nasz układ wewnątrzwydzielniczy i zapobiegający nadmiernemu wzrostowi poziomu hormonów, gdzie nadmiar danego hormonu hamuje swoją własną produkcję. Tak też i podawanie zewnętrznego testosteronu hamuje jego produkcję w naszym organizmie; to samo dotyczy bliźniaczo podobnych do testosteronu – sterydów anabolicznych. I właśnie Zahmatkesh postanowił zbadać – w jaki sposób na mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego wpływa mleczko pszczele. Podzielił w tym celu myszy na 4 grupy, gdzie jednej podawał roztwór soli, drugiej – mleczko pszczele, trzeciej – oksymetolon (steryd anaboliczny, znany lepiej jako Anadrol), zaś czwartej – oksymetolon plus mleczko pszczele. Po 30 dniach trwania próby okazało się, że poziom testosteronu we krwi gryzoni otrzymujących mleczko pszczele – w porównaniu z pojoną solą grupą kontrolną – wrósł o 7, natomiast w grupie oksymetolonu obniżył się o ponad 28 procent. Jednocześnie dodatek mleczka pszczelego do sterydu anabolicznego powstrzymał w znacznym stopniu spadek poziomu testosteronu; poziom ten obniżył się bowiem o jedyne 6 procent.
Nie muszę chyba dokładnie tłumaczyć, że powyższe informacje mają nie tylko doniosłe znaczenie dla osób leczonych testosteronem i jego pochodnymi, ale również dla sportowców, korzystających ze sterydów anabolicznych jako środków wspomagających rozwój tężyzny fizycznej.

Jakkolwiek doświadczenia na zwierzętach bywają niezwykle pouczające, to jednak zawsze wyżej cenimy badania z udziałem ochotników. I pewnie dlatego Morita postanowił sprawdzić w 2012 roku, w jaki sposób wpłynie na ludzki organizm przyjmowanie mleczka pszczelego przez 6 miesięcy. Przydzielił w tym celu losowo 61 starszych, zdrowych ochotników do dwóch grup, gdzie pierwsza grupa otrzymywała mleczko pszczele, zaś druga – substancję nieaktywną – placebo. Po zakończeniu eksperymentu okazało się, że mężczyźni z grupy mleczka pszczelego dysponowali wyższym o 200% poziomem testosteronu od ochotników z grupy placebo, a jednocześnie niższym o ponad 72% poziomem DHEA. DHEA to znany pewnie wszystkim związek z grupy androgenów, okrzyknięty swojego czasu „hormonem młodości”, który działa dobroczynnie na męski organizm i tężyznę fizyczną przede wszystkim w ten sposób, że przekształca się do silniejszego anabolicznie i androgennie testosteronu. Jak dowiedli autorzy omawianego w tym miejscu badania – mleczko pszczele podnosi poziom testosteronu w ludzkim organizmie, aktywując enzymy przekształcające DHEA w testosteron, z czego wynikał właśnie fakt spadku pierwszego i wzrostu poziomu drugiego hormonu. Tak więc w tym miejscu uwaga do osób starszych i aktywnych, stosujących DHEA – środek powszechnie dostępny bez recepty: aby maksymalnie wykorzystać potencjał zdrowotny i erogeniczny (pracotwórczy) tego hormonu – najlepiej przyjmować go w połączeniu z… mleczkiem pszczelim.

Pamiętamy, że jedno z powikłań leczenia zewnętrznym testosteronem związane jest z potencjalnym niebezpieczeństwem przerostu gruczołu krokowego. Zaznaczmy jednak, że nie jest tu winny testosteron, który sam z siebie ochrania prostatę, ale głównie żeński hormon płciowy, powstający z jego przemiany – estradiol. Estradiol wyjątkowo niekorzystnie oddziałuje na prostatę, aktywując receptory estrogenowe alfa i sprzyjając również rozwojowi stanów zapalnych tego gruczołu, nękających często nawet młodych mężczyzn. Estradiolu nie kochają aktywni fizycznie panowie, sportowcy wyczynowi i generalnie wszyscy mężczyźni, gdyż utrudnia on redukcję tłuszczu z ud, pośladków i okolic klatki piersiowej oraz sprzyja rozwojowi ginekomastii – kobiecego wyglądu męskich piersi. Ta ostatnia przypadłość bywa powikłaniem nadużywania sterydów anabolicznych w celach dopingowych. I tutaj kolejna, bardzo dobra wiadomość, wynikająca z powyżej omówionej pracy: poziom estradiolu był 3.5 a stosunek estradiolu do testosteronu 9 razy niższy u mężczyzn przyjmujących mleczko pszczele, w porównaniu z ochotnikami otrzymującymi nieaktywne placebo.

Średniołańcuchowe kwasy tłuszczowe o 10 atomach węgla, czyli pochodne kwasu dekanowego, a przede wszystkim kwas 10-hydroksy-2-dekanowy, to unikalne składniki pokarmowe, szczególnie charakterystyczne dla mleczka pszczelego. Ten ostatni związek tworzy aż 5% ogólnej masy mleczka. Jak zaobserwował Spannhoff w 2011 roku – kwas 10-hydroksy-2-dekanowy jest inhibitorem (blokerem) pewnej grupy enzymów, nazywanej ogólnie deacetylazami histonów, aktywnym zarówno w organizmach owadów, jak też ssaków. Hormony anaboliczne aktywują (pośrednio lub bezpośrednio) tzw. czynniki transkrypcyjne, pobudzające geny do syntezy białek, natomiast deacetylazy histonów – mówiąc najprościej – ograniczają czynnikom transkrypcyjnym dostęp do genów. Tak więc blokowanie deacetylaz inhibitorem – potęguje anaboliczną aktywność hormonów i przyczynia się do przyrostu masy mięśniowej. I faktycznie: jak dowiodła Simona Iezzi w 2004 roku – inhibitory deacetylaz histonów zwiększają rozmiary włókien mięśniowych, aktywują komórki satelitarne i pobudzają ich zlewanie się z włókami mięśniowymi (więcej informacji o komórkach satelitarnych – poniżej), a także pobudzają mięśnie do większej o ok. 35% produkcji folistatyny. Ta ostatnia obserwacja jest o tyle ciekawa, że folistatyna to hormon blokujący i dezaktywujący miostatynę, stopującą rozwój muskułów i spalanie tłuszczu, tak więc kwas 10-hydroksy-2-dekanowy – jako inhibitor deacetylaz histonów – może teoretycznie znosić aktywność tego szczególnie nie lubianego przez sportowców hormonu. O anabolicznej sile działania tego typu związków najdobitniej przekonuje nas chyba praca Consalvi z 2013 roku, gdzie myszy traktowane inhibitorem deacetylaz histonów powiększyły o ok. 35% masę swoich mięśni, w porównaniu z gryzoniami z grupy kontrolnej.
Ale w 2007 roku Suzuki odkrył jeszcze inne, niezwykle pożyteczne dla sportowej formy właściwości szczególnych kwasów tłuszczowych mleczka pszczelego: jak się okazało – związki te aktywują w sposób selektywny receptory estrogenowe typu beta (ER beta). Estrogeny działają na nasz organizm poprzez dwa typy swoich receptorów – ER alfa i ER beta. Estrogeny, postrzegane jeszcze do niedawna jako żeńskie hormony płciowe, jawią się nam dzisiaj jako hormony unisex – tak samo ważne dla obu płci. Tyle tylko, że – w prawidłowych warunkach – męski organizm produkuje 100 razy więcej estrogenów działających poprzez receptory beta. Estrogeny takie niezwykle aktywnie wspomagają rozwój tkanki mięśniowej, przynajmniej na równi z męskimi hormonami płciowymi (androgenami), takimi jak testosteron, dobrze znanymi ze swych właściwości anabolicznych, o czym przekonuje nas Martina Velders, w pracy pod jakże wymownym tytułem: „Selektywna aktywacja receptorów estrogenowych beta stymuluje wzrost i regenerację mięśni szkieletowych”. Kiedy autorka podała wykastrowanym szczurom (u których masa wybranych do testu mięśni, na skutek braku anabolicznego testosteronu, spadła – w odniesieniu do nie kastrowanej grupy kontrolnej – mniej więcej 3-krotnie) selektywnego agonistę (aktywatora) receptora estrogenowego beta, masa mięśni gryzoni wzrosła prawie 2-krotnie. Kiedy podała testosteron – masa wzrosła prawie 3-krotnie. Kiedy natomiast połączyła w jednej iniekcji testosteron z aktywatorem ER beta – uzyskała prawie trzy i półkrotnie większy przyrost masy mięśniowej, w porównaniu z wykastrowanymi szczurami, którym wstrzykiwano substancję nieczynną farmakologicznie. Ostatecznie w grupie kastrowanych szczurów, leczonych mieszanką testosteronu z agonistą ER beta, masa mięśni osiągnęła większą wartość, niż w grupie kontrolnej – zwierząt nie kastrowanych, otrzymujących udawane iniekcje bez aktywności biologicznej.

Suzuki zidentyfikował jeszcze jeden składnik mleczka pszczelego, będący selektywnym agonistą receptora estrogenowego typu beta – związek o budowie steroidowej, czyli podobny do naszych hormonów płciowych, wyizolowany pierwotnie z ostryg i gąbek, a w związku z tym nazywany wymiennie: ostreasterolem lub chalinasterolem (nazwa chemiczna: 24-methylenecholesterol).

Obok estradiolu, innym nie lubianym przez aktywnych mężczyzn i sportowców hormonem jest prolaktyna, wzmacniająca działanie estradiolu na prostatę i piersi. I tutaj jeszcze jedna, bardzo dobra wiadomość, płynąca tym razem z badania Narity, opublikowanego w 2009 roku: podawanie mleczka pszczelego szczurom prowadzi do ok. 25-procentwego spadku poziomu prolaktyny.

Oczywiście, wszystkie przedstawione wyżej właściwości mleczka pszczelego, a szczególnie jego dodatnie relacje z tak pożytecznymi hormonami, powinny przekładać się na wspomaganie rozwoju tężyzny fizycznej, a szczególnie jej najbardziej spektakularnych manifestacji – masy i siły mięśni. Czy mamy jednak na potwierdzenie tej tezy jakieś bardziej bezpośrednie dowody…?

Sarkopenią nazywamy postępujący z upływem lat ubytek masy i siły mięśni. Sarkopenia prowadzi nie tylko do utraty samodzielności osób starszych, ale jednocześnie pogłębia rozmaite dolegliwości zdrowotne, gdyż tkanka mięśniowa nie tylko odpowiada za nasze zdolności lokomocyjne, ale jednocześnie pełni funkcję organu wewnątrzwydzielniczego, produkującego różnorodne hormony (miokiny), chroniące nas m.in. przed otyłością, miażdżycą, cukrzycą, nadciśnieniem i kilkoma typami nowotworów. Naukowcy pilnie poszukują więc skutecznych i bezpiecznych medykamentów leczących sarkopenię, gdyż testosteron i jego pochodne (steroidy anaboliczno-androgene) nie do końca, jak widzieliśmy, spełniają pokładane w nich nadzieje, głównie z uwagi na wątpliwości, co do całkowitego bezpieczeństwa ich stosowania.

Pokłosiem podobnych prac jest m.in. badanie Niu, opublikowane w 2013 roku… Autor, używając izolowanych komórek mięśniowych oraz zwierzęcego modelu badawczego, próbował tutaj ustalić – w jaki sposób mleczko pszczele wpływa na regenerację, masę i siłę mięśni oraz IGF-1 i komórki satelitarne. IGF-1 zapewne wszyscy znamy, jako silny hormon anaboliczny, natomiast komórki satelitarne to macierzyste komórki mięśniowe, regenerujące mięśnie i generalnie rozwijające muskulaturę. Po ciężkim treningu, komórki satelitarne mnożą się i – albo zlewają ze sobą, tworząc nowe włókna mięśniowe, albo zlewają się z istniejącymi już włóknami, przekazując im dodatkowe jądra komórkowe, prowadzące proces anabolizmu białek mięśniowych, powiększających rozmiary i zdolności siłowe muskulatury. A ponieważ już dawno ustalono, że główną przyczyną sarkopenii jest utrata zdolności tkanki mięśniowej do produkcji IGF-1 oraz rozmnażania i aktywacji komórek satelitarnych, dlatego odpowiedź na pytanie o wpływ mleczka pszczelego na poziom IGF-1 i liczbę komórek satelitarnych wydawała się autorowi niezwykle istotna. Z uwagi na fakt, że praca Niu była niezwykle rozległa i obejmowała wiele składowych eksperymentów, dlatego może przestawię tutaj skrótowo jednie najważniejsze dla osób aktywnych i sportowców, płynące z niej wnioski:

– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 30% liczbę komórek satelitarnych;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 125% koncentrację białka receptora IGF-1;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 125% aktywność anabolicznego szlaku sygnalnego IGF-1;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 50% poziom IGF-1;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 35% koncentrację białek kurczliwych włókienek mięśniowych;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 50% rozmiary włókien mięśniowych;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 50% masę mięśni szkieletowych;
– mleczko pszczele, w porównaniu z kontrolą, zwiększa o ok. 70% siłę mięśni.

Kolejnym problemem, związanym z zanikiem tkanki mięśniowej, jest tzw. kacheksja – wyniszczenie mięśni, towarzyszące przebiegowi jakiejś ciężkiej choroby – np. cukrzycy, AIDS czy nowotworu. Wyniszczenie mięśni przyspiesza postęp choroby i pogarsza rokowania, gdyż – jak pamiętamy – tkanka mięśniowa pełni ważne funkcje metaboliczne i hormonalne. Tutaj tradycyjne steroidy anaboliczno-androgenne również nie zdają egzaminu, gdyż podejrzewa się je o sprzyjanie rozrostowi istniejących już nowotworów. Niektórzy badacze widzą jednak w tym miejscu przyszłość dla mleczka pszczelego, które – poprawiając kondycję mięśni – chroni jednocześnie przed rakiem (Townsend – 1959, Salazar-Olivo – 2005, Nakaya – 2007, Izuta – 2009). Do ich grona bez wątpienia zaliczymy Kaftanoglu, który – podając w 1997 roku przez miesiąc 1 g mleczka pszczelego młodym pacjentom, cierpiącym na różnego typu nowotwory – doprowadził do poprawy masy ich ciała średnio o blisko 1.8 kilograma.

Powyższe rezultaty nie wymagają chyba komentarza, gdyż przemawiają same za siebie. Ale, na dzień dzisiejszy, dysponujemy jeszcze jednym badaniem, którego wyniki wyglądają niezwykle obiecująco… Chodzi tutaj o pracę, którą wykonała Gadzhieva, jeszcze w 2002 roku. Ponieważ to dosyć wiekowe badanie, autoryzowane przez zespół Moskiewskiego Laboratorium Antydopingowego, nie jest dostępne w pełnym tekście, w żadnym serwisie naukowym, dlatego dysponujemy jedynie jego dosyć enigmatycznym abstraktem. Niemniej, nawet te bardzo skrótowe informacje, brzmią niezwykle zachęcająco… Otóż, autorzy porównywali efekty działania, na rozwój masy przeciążonych wysiłkiem mięśni szczurów, mleczka pszczelego i popularnego sterydu anabolicznego – metandienonu (Metanabolu). Jak się okazało: w okresie 10 dni trwania eksperymentu – mleczko pszczele zwiększało masę mięśni gryzoni w sposób porównywalny do metandienonu, tyle tylko że w dawce 20 razy wyższej.

To ostanie badanie uświadamia nam dwa fakty: mleczko pszczele działa anabolicznie, porównywalnie do steroidów anaboliczno-androgennych; mleczko pszczele działa szczególnie skutecznie na mięśnie, w połączeniu treningiem siłowym. Daje nam jednocześnie nieomylne wskazówki, co do dawkowania: 300 mg mleczka pszczelego powinno odpowiadać 15 mg metandienonu, czyli podstawowej dawce dobowej tego leku, standardowo ordynowanej w farmakoterapii czy stosowanej we wspomaganiu wysiłku.

Royal jelly news

Badanie zespołu naukowców pod kierownictwem A.B. Seresa, do którego wyników zamierzam nawiązać w tym miejscu, ukazało się w marcu 2014 roku, na łamach Journal of Ethnopharmacology. We wstępie do swojej publikacji autorzy podnieśli argument, że wpływ mleczka pszczelego na relacje w żeńskim układzie płciowym został już dosyć dobrze wyjaśniony, o czym było wyżej, wciąż jednak pojawia się wiele pytań, co do relacji jego składników z androgenami (męskimi hormonami płciowymi) i receptorami androgenowymi (białkami odpowiedzialnymi za aktywność androgenów w tkankach docelowych). I właśnie te wątpliwości były motorem badań zespołu Seresa…

Poszukując bezpiecznych sterydów anabolicznych, czyli skuteczniej od testosteronu działających na mięśnie leków, naukowcy wymyślili procedurę wyznaczania tzw. indeksu anaboliczno-androgennego – stosunku siły anabolicznego (pro-mięśniowego) działania danego związku do siły działania androgennego, związanego z wpływem na męskie cechy i narządy płciowe. Im silniejsza aktywność anaboliczna, a słabsza androgenna, tym bezpieczniejszy steryd anaboliczny, gdyż nie zagraża męskiej prostacie i nie przyprawia brody kobietom. Ustalenie indeksu anaboliczno-androgennego odbywa się zwykle w ten sposób, że jednej grupie kastrowanych szczurów podaje się badany steryd anaboliczny, zaś drugiej – testosteron. Po zakończeniu próby, porównuje się wagę mięśni dźwigaczy odbytu z wagą dodatkowych męskich gruczołów płciowych – pęcherzyków nasiennych, gruczołów opuszkowo-cewkowych i gruczołu krokowego (najczęściej – tego ostatniego). Grupa testosteronowa stanowi tu wzorzec. Im większa waga mięśni, a mniejsza gruczołów – w odniesieniu do testosteronu – tym korzystniejszy indeks anaboliczno-androgenny.

W omawianym tutaj badaniu naukowcy podeszli podobnie do mleczka pszczelego: jedną grupę wykastrowanych szczurów pozostawili do kontroli, innej podawali testosteron, a jeszcze innej – mleczko. W wyniku eksperymentu udowodniono, że mleczko pszczele, tak samo jak testosteron, pobudza rozwój prostaty i mięśni, czyli że jest androgenem w dosłownym rozumieniem tego słowa, tyle że wykazuje tutaj jedynie ok. 40% aktywności testosteronu.
Naukowcy sprawdzali również – w jaki sposób wpłynie podobna terapia na poziom testosteronu we krwi kastrowanych szczurów. W odniesieniu do grupy kontrolnej, podawanie testosteronu, co logiczne, doprowadziło do ok. 130-procentowego wzrostu poziomu hormonu, ale również i mleczko pszczele radziło sobie tu całkiem nieźle, podnosząc poziom testosteronu o ok. 90 procent.
Następnie naukowcy, używając różnych rozpuszczalników, wydzielili z mleczka pszczelego dziesięć frakcji substancji organicznych i ustalili, że pięć z nich wykazuje umiarkowaną, natomiast szósta – niezwykle silną aktywność hormonalną. Jak się okazało: owa najsilniejsza, aktywna hormonalnie frakcja składała się z dwóch estrów wyższych kwasów tłuszczowych – palmitynianu i oleinianu metylu. Aby jednoznacznie potwierdzić prawidłowość tej obserwacji, naukowcy podali kastrowanym szczurom – albo testosteron, albo czysty chemicznie palmitynian metylu, albo mieszaninę syntetycznego palmitynianu i oleinianu metylu. Co ciekawe – ani palmitynian metylu, ani mieszanina palmitynianu i oleinianu, nie wpłynęły znamiennie statystycznie na wzrost masy prostaty. Najaktywniejsza hormonalnie frakcja nie działa więc androgennie, co potwierdza wcześniejsze obserwacje, dowodzące ochronnego wpływu mleczka na gruczoł krokowy. Działa natomiast silnie, anabolicznie: mieszanina zwiększała masę mięśni tylko o ok. 20% słabiej od testosteronu, natomiast palmitynian ustępował jedynie nieznacznie mieszance. Mieszanka podniosła też o ok. 30% poziom testosteronu we krwi kastrowanych gryzoni, podczas gdy sam palmitynian metylu okazał się tutaj zupełnie nieaktywny.

W tym miejscu rodzi się pytanie: w jaki sposób mleczko pszczele i mieszanina jego najaktywniejszych hormonalnie składników mogły doprowadzić do wzrostu poziomu testosteronu u zwierząt pozbawionych jąder – gruczołów produkujących ten hormon? Aby udzielić trafnej odpowiedzi, musimy powrócić do jednej z omówionych już wyżej prac… Pamiętamy, że – jak ustalił w 2012 roku Morita – mleczko pszczele nasila konwersję DHEA do testosteronu i tym sposobem podnosi poziom tego drugiego hormonu w ludzkim organizmie. I tak przybliżamy się do rozwiązania naszej zagadki: ponieważ DHEA powstaje w nadnerczach, dlatego składniki aktywne mleczka mogą powiększać pulę testosteronu krążącego w organizmie, nawet w przypadku braku czy ciężkiej dysfunkcji jąder.

Widzimy, że – zarówno w świetle tego ostatniego badania, jak też prac przedstawionych powyżej – mleczko pszczele jawi się nam jako skuteczny zamiennik testosteronu, w związku z czym śmiało możemy nazywać je „Viagrą z ula”.

Facebooktwitterlinkedin