Słowa kluczowe: nagietek, testosteron, kwas oleanolowy, kwas 2-alfa-hydroksyoleanolowy, steroidy anaboliczno-androgenne, SARM, indeks anaboliczno-androgenny, prostata, masa mięśniowa.
Kilka miesięcy temu nagrałem dla SFD jedną z moich prelekcji, zatytułowaną: „Magiczne mikstury Sławomira Ambroziaka”. Jej wersję ,pisaną’, pod tym samym tytułem, można przeczytać też na kartach tej strony internetowej. W podrozdziale dotyczącym produkcji ‘domowych boosterów testosteronu’, w wersji video, wymieniam trzy ziółka – kozieradkę, czarnuszkę i nagietek. W wersji literackiej natomiast – wycofuję się promocji nagietka, jako testoboostera… W pewnym, publikowanym w sieci badaniu (do którego za chwilę powrócę) dowiedziono bowiem, że nagietek – odwrotnie (!) – zamiast podnosić, obniża poziom testosteronu. Jednak dziś, po dogłębnej analizie tego doświadczenia i wyników większej liczby badań, zastanawiam się – czy aby nie za wcześnie skreśliłem to cenne ziółko z listy ‘domowych anabolików’…?
Nagietek a testosteron
Od dziesięcioleci nagietek uznawany był za zioło sprzyjające męskiej tężyźnie. Przekonanie o takich jego właściwościach wynikało z wiekowej tradycji i praktyki stosowania oraz interpolacji współczesnych danych naukowych… Bodaj najważniejszą grupę składników aktywnych nagietka tworzą bowiem saponiny triterpenoidowe, pochodne kwasu oleanolowego, występujące również obficie w żeńszeniu – jako jeden z podtypów tzw. ginsenozydów. Skoro więc żeńszeń, jak już jakiś czas temu dowiodły badania, podnosi poziom testosteronu – tak też i nagietek, co wydawałoby się logiczne, powinien posiadać podobne właściwości. Nagietek nazywano nawet obrazoburczo – ‘żeńszeniem naszej strefy geograficznej’ – i dodawano do różnych mieszanek ziołowych, wspomagających męską potencję. Sam mieliłem jego wysuszone płatki w młynku do kawy i mieszałem z miodem (tak samo, jak nasiona kozieradki), polecając podobną praktykę kolegom z siłowni. Wszyscy byliśmy raczej zadowoleni z efektów jego działania… A tu raptem ukazuje się badanie, wywracające całą naszą widzę o nagietku ‘do góry nogami’…
Podczas badania, którego wyniki opublikowano w 2007 roku, indyjscy naukowcy z Uniwersytetu Rajasthan, kierowani przez Sonalika Kushwaha, podawali grupie dorosłych szczurów przez 60 dni po 200 mg ekstraktu z nagietka na 1 kg wagi ciała. Po zakończeniu doświadczenia, odnotowano u zwierząt otrzymujących ekstrakt z nagietka, w porównaniu ze szczurami z grupy kontrolnej, znaczny spadek wagi jąder, najądrzy, pęcherzyków nasiennych i prostaty, obniżenie ruchliwości plemników, gęstości spermy i płodności (o 80%), ale – przede wszystkim – dramatycznie niskie stężenie testosteronu. Co jednak niezwykle ciekawe i co zaskoczyło badaczy – nie doszło tu do spadku wagi ciała, a więc też i masy mięśniowej, co powinno być przecież żelazną konsekwencją tak drastycznie obniżonego poziomu anabolicznego testosteronu.
Wyniki tego badania wskazują jednoznacznie: nagietek obniża poziom testosteronu. Z pozoru wydaje się więc, że nie ma tu o czym dyskutować: ziółko to nie nadaje się dla facetów (no, chyba że mówimy o leczeniu przerostu prostaty)! Czy aby jednak na pewno…!?
Roślinne anaboliki
Przez całe dziesiątki lat fitoterapeuci byli przekonani, że zioła wpływające na męską tężyznę i potencję działają poprzez podnoszenie poziomu testosteronu. Uważano, że ich składniki aktywne (głównie steroidy i triterpenoidy) są na tyle podobne do testosteronu (hormonu steroidowego), że wpływają w różnorodny sposób na mechanizmy związane z jego metabolizmem i syntezą, co prowadzi do wzrostu stężenia hormonu we krwi i/lub poprawy jego dostępności dla tkanek. W odniesieniu do niektórych ziółek (np. żeńszenia czy palmy sabalowej) – faktycznie(!) – dowiedziono istnienia takiego mechanizmu działania.
Konsternacja nastąpiła natomiast wtedy, kiedy przebadano pod tym kątem inne ziółka, uznawane tradycyjnie od wieków za boostery testosteronu – np. kozieradkę i buzdyganek (tribulus)… Te nie podnosiły w niektórych badaniach poziomu testosteronu, chociaż ich stosowanie, co potwierdzą praktycy, wpływa wyraźnie dodatnio na tężyznę fizyczną i popęd płciowy. (Wyniki różnych prac nie rozstrzygają tego problemu jednoznacznie; raz uzyskiwano wzrost stężenia testosteronu, raz nie, a wiele zależało tu od miejsca pochodzenia surowca, sposobu jego ekstrakcji i zastosowanej metodyki badawczej.) Niektórzy naukowcy postanowili przyjrzeć się bliżej temu paradoksowi, podejrzewając – na co wskazywały liczne przesłanki – że podobne do naszych hormonów płciowych steroidy roślinne (triterpenoidy są wersjami molekularnymi steroidów) działają podobnie do testosteronu, czyli mniej więcej tak, jak syntetyczne leki –pochodne tego hormonu – tzw. steroidy anaboliczno-androgenne. Aktywność testosteronu mogłyby wykazywać tu – albo gotowe molekuły roślinne, albo ich metabolity, powstające poprzez odpowiednie przetworzenie przez florę bakteryjną przewodu pokarmowego. ‘Wzięli więc na tapetę’ furostanole – steroidowe substancje aktywne kozieradki (znajdowane też w buzdyganku), znanej już starożytnym ze swych właściwości wzmacniających męskie siły witalne…
Syntetyczne leki steroidowe poddaje się zazwyczaj procedurze badawczej, służącej określeniu tzw. indeksu anaboliczno-androgennego. Chodzi tutaj o to, że testosteron działa w równym stopniu – zarówno anabolicznie, jak też androgennie: tak samo silnie stymuluje wzrost masy mięśni, jak też dodatkowych męskich gruczołów płciowych – pęcherzyków nasiennych, gruczołów opuszkowo-cewkowych i gruczołu krokowego (prostaty). Dlatego stosowanie testosteronu przez sportowców lub starszych mężczyzn – w celu rozwoju lub utrzymania sprawności muskulatury – z jednej strony daje efekt pozytywny, z drugiej zaś niesie niebezpieczeństwo przerostu prostaty. Natomiast, pracując nad stworzeniem bezpieczniejszych anabolików, naukowcy skupiają się od kilku dziesięcioleci na poszukiwaniu molekuł o maksymalnie wysokiej przewadze działania anabolicznego nad androgennym, co pozwoliłoby cieszyć się dobroczynnym ich wpływem na mięśnie, bez ryzyka pojawienia się problemów ze strony gruczołu krokowego. Syntetyzowane molekuły badają zwykle w ten sposób, że jednej grupie kastrowanych szczurów podają dany związek, zaś drugiej – testosteron. Po zakończeniu próby, porównują wagę mięśni dźwigaczy odbytu z wagą dodatkowych męskich gruczołów płciowych, a przede wszystkim – prostaty. W ten właśnie sposób, w badaniu opublikowanym w 2010 roku, indyjscy koledzy poprzedniej grupy badaczy, tyle że z Uniwersytetu Bharati i kierowani przez Urmila Aswara, poddali tej samej procedurze badawczej kozieradkowe furostanole. Po zakończeniu próby okazało się, że masa mięśni dźwigaczy odbytu, jak też ogólna masa mięśniowa kastrowanych szczurów, wzrosła tak samo – zarówno w grupie ‘testosteronowej’, jak też ‘furostanolowej’. W drugiej grupie nie zaobserwowano jednak zmian w obrębie dodatkowych gruczołów płciowych; nie doszło też tutaj do wzrostu poziomu testosteronu. Naukowcy skontrolowali jeszcze standardową procedurę dodatkowym badaniem – podawali furostanole szczurom niekastrowanym, niedojrzałym płciowo. Po zakończeniu ponadprogramowego badania, nie zaobserwowali żadnych zmian w strukturze jąder, świadczących o przedwczesnym dojrzewaniu płciowym. Ostatecznie konkludowali więc, że furostanole to sterydy anaboliczne, pozbawione w ogóle aktywności androgennej. Widzimy więc, że furostanolom najbliżej do poszukiwanych od dziesięcioleci – selektywnych modulatorów receptora androgenowego (SARM), które opisuję szeroko na kartach tej strony i w jedenastym numerze czasopisma Perfect Body.
Pracę grupy Aswara znakomicie uzupełnia badanie zespołu Chrisa Poola z Uniwersytetu Teksańskiego, opublikowane w tym samym – 2010 roku. Tutaj naukowcy podawali przez 8 tygodni 49. ćwiczącym siłowo mężczyznom – albo 500 mg ekstraktu z kozieradki, albo – placebo. Po zakończeniu próby – odnotowali w grupie kozieradki, w porównaniu z grupą placebo, wyraźny postęp wyników w bojach siłowych, przyrost ogólnej i beztłuszczowej masy ciała, czyli masy mięśniowej, przy jednoczesnym obniżeniu poziomu tkanki tłuszczowej i DHT – wtórnego metabolitu testosteronu, szczególnie aktywnego w prostacie, głównie stymulującego przerost tkanki tego gruczołu. Mamy więc tutaj bezpośrednie potwierdzenie anabolicznej (i pośrednie – ochronnej w stosunku do prostaty) aktywności steroidów kozieradki na ludziach. I co ważne (!) – na ćwiczących siłowo sportowcach.
Wracając do nagietka…
Szkoda, że podobnej pomysłowości, jak badaczom z Bharati, zabrakło ich kolegom z Rajasthanu… Gdyby poddali tej samej procedurze badawczej nagietek, którą zastosowano przy badaniu kozieradki, zapewne mielibyśmy pełniejszy obraz hormonalnej aktywności substancji aktywnych tej rośliny. No cóż – mamy jednak tylko to, co mamy, więc spróbujmy przyjrzeć się wnikliwiej uzyskanym tu rezultatom…
W tym celu – powróćmy jeszcze na chwilę do kierunków działania testosteronu… Obok anabolicznej i androgennej, hormon ten wykazuje również aktywność, którą należałoby określić – jako neuroendokrynną: regulującą potencjał wewnątrzwydzielniczy struktur ośrodkowego układu nerwowego. (Aktywność neuroendokrynną uznaje się zazwyczaj za aspekt aktywności androgennej, ponieważ jednak nie zawsze obie te cechy charakteryzują daną substancję hormonalną z równym natężeniem, dlatego zręczniej będzie je tutaj od siebie oddzielić.) Produkcja testosteronu pozostaje bowiem pod kontrolą osi podwzgórze-przysadka-gonada i regulowana jest przez tzw. mechanizm ujemnego sprzężenia zwrotnego. Tak więc podwzgórze, za pośrednictwem przysadki mózgowej, pobudza jądra do produkcji testosteronu, zaś powstający testosteron przenika z obiegiem krwi do mózgu, gdzie hamuje aktywność wydzielniczą podwzgórza i przysadki. Jeżeli podajemy więc długo wysokie dawki syntetycznego testosteronu, ten blokuje oś i hamuje produkcję naszego własnego hormonu. Wtedy dochodzi też do obniżenia masy (lub nawet zaniku) jąder, gdyż hormony przysadki mózgowej – gonadotropiny – nie tylko pobudzają jądra do produkcji i wydzielania testosteronu, ale jednocześnie pełnią względem nich funkcję czynników wzrostowych, rozwijających lub podtrzymujących ( w zależności od sytuacji) ich masę. Jednak nie ulegają zanikowi w tej sytuacji dodatkowe gruczoły płciowe, np. prostata, a nawet powiększają swą masę, bo – jak pamiętamy – testosteron obdarzony jest silną aktywnością androgenną. Z tego właśnie powodu – zanik jąder i przerost prostaty były kiedyś częstymi powikłaniami stosowania testosteronu u sportowców lub osób wymagających leczenia środkami anabolicznymi. Stąd też i poszukiwania bezpieczniejszych anabolików – steroidów anaboliczno-androgennych (SAA) i selektywnych modulatorów receptora androgenowego (SARM). Leki te, jak pamiętamy, powinny odznaczać się z założenia maksymalnie korzystnym indeksem anaboliczno-androgennym, czyli wykazywać znaczącą przewagę aktywności anabolicznej nad androgenną. Jednakże, co do aktywności neuroendokrynnej, bywa już tutaj różnie… Spróbujmy więc zastanowić się – jak zareaguje organizm na podawanie przez długi czas dużych dawek anaboliku o bardzo niskiej (lub zerowej) aktywności androgennej, a wysokiej aktywności neuroendokrynnej, co przytrafia się wielu SAA i niektórym, badanym obecnie SARM-om…
Środek taki zablokuje oś podwzgórze-przysadka-gonada i zahamuje produkcję testosteronu, co doprowadzi po pewnym czasie do obniżenia masy jąder. Jego znikoma lub żadna aktywność androgenna nie będzie w stanie podtrzymać czynności dodatkowych męskich gruczołów płciowych, czego skutek zaobserwujemy w postaci spadku wagi pęcherzyków nasiennych, gruczołów opuszkowo-cewkowych i prostaty. Sumą tych efektów będzie oczywiście zmniejszenie liczby i ruchliwości plemników oraz ilości i gęstości spermy, a ostatecznie – całkowita lub niemal całkowita utrata płodności. Nie dojdzie tu jednak do utraty wagi i spadku masy mięśniowej, gdyż brak aktywności anabolicznej utraconego testosteronu zastąpi aktywność anaboliczna podawanej substancji. Ostatecznie uzyskamy więc dokładnie taki sam obraz, jak indyjscy naukowcy, badający ekstrakt z nagietka. Z badania ich możemy wyciągnąć więc wniosek, że związki aktywne nagietka wykazują cechy selektywnych modulatorów receptora androgenowego o relatywnie silnej aktywności anabolicznej, bardzo niskiej lub zerowej aktywności androgennej i wysokiej aktywności neuroendokrynnej.
Zauważmy, że autorzy tego badania podawali szczurom bardzo wysokie dawki ekstraktu z nagietka, odpowiadające dawce 15-20 g dla dorosłego faceta. Czas podawania i obserwacji też był relatywnie długi, gdyż 60 dni egzystencji szczura to mniej więcej 5 lat życia człowieka. Aż prosi się tutaj o badania na kastrowanych szczurach, kontrolowane testosteronem, jak przy kozieradce, nie mówiąc już o próbach na trenujących siłowo sportowcach… (Może ktoś kiedyś się o nie pokusi…!?) Pierwsze z nich pozwoliłoby nam porównać aktywność anaboliczną nagietka z aktywnością anaboliczną testosteronu, zaś drugie – ocenić – czy jego składniki aktywne sprzyjają rozwojowi masy i siły mięśniowej. Pamiętajmy bowiem, że podawanie przez długi czas wysokich dawek testosteronu, SAA lub SARM-u osobnikowi pozbawionemu odpowiedniej aktywności ruchowej nie musi prowadzić do przyrostu muskulatury. Jeżeli podawany związek zablokuje produkcję własnego testosteronu, to sam skompensuje jedynie jego aktywność anaboliczną i nie dopuści w najlepszym razie do spadku masy mięśniowej. (Wydaje się, że z takim zjawiskiem mieliśmy właśnie do czynienia w przypadku badania nagietka.) Dopiero ćwiczenia oporowe prowadzą do uruchomienia w tkance mięśniowej procesów adaptacyjnych, pozwalających na właściwe zagospodarowanie potencjału każdego środka anabolicznego. Każdy, kto interesuje się podobnymi problemami, wie również bardzo dobrze, że anaboliki działają najskuteczniej podawane cyklicznie w umiarkowanych dawkach, a więc przez pewien okres czasu i z odpowiednimi przerwami, co pozwala na odblokowanie osi oraz przywrócenie produkcji testosteronu i czynności jąder. (W przerwach pomiędzy ‘kuracjami sterydowymi’ siłacze wdrażają zazwyczaj ‘terapię’ ułatwiającą odblokowanie, ale to już zupełnie inne zagadnienie…) Tak więc wydaje się, że – gdyby tak podawać cyklicznie rozsądne dawki nagietka trenującemu siłowo sportowcowi – działałby on tutaj podobnie, jak SAA lub SARM. Jak mówiłem – aż prosi się o takie badanie…!
Testując hipotezę:
Dla mnie, jak już pisałem, wniosek z omawianego badania wyłania się prosty: jakiś składnik (lub grupa składników) nagietka wykazuje cechy selektywnego modulatora receptora androgenowego o relatywnie wysokiej (porównywalnej z testosteronem) aktywności anabolicznej, bardzo niskiej lub zerowej – androgennej (a nawet – antyandrogennej) i, niestety (!), bardzo wysokiej – neuroendokrynnej. Tak jak ta ostatnia cecha jest nieco niekorzystna i zmusza nas do cyklicznego stosowania umiarkowanych dawek nagietka, tak dwie pierwsze są niezwykle atrakcyjne, gdyż umożliwiają wspomaganie rozwoju muskulatury, bez obawy od kondycję zdrowotną prostaty.
Wszystko bardzo pięknie, ale ktoś może teraz zadać pytanie: czy Ambroziak aby na pewno trafnie zinterpretował badanie indyjskich naukowców…? Wydaje się, że trafność mojej interpretacji znakomicie potwierdza badanie omawiane kilka miesięcy temu przez Patricka Arnolda na łamach Muscular Development…
Tutaj naukowcy dodawali kwas 2-alfa-hydroksyoleanolowy do karmy ryb hodowlanych. Ryby ‘dokarmiane’ tym związkiem rosły znacznie szybciej od swych koleżanek, spożywających dokładnie takie same ilości karmy, ale pozbawionej tego cennego ‘suplementu diety’. Różnice we wzroście były tym bardziej widoczne – im większe dawki kwasu dodawano do karmy. Przy dawce 250 mg/kg paszy – ryby rosły o 12% szybciej i osiągały ostatecznie o 32% większą masę ciała, aniżeli zwierzęta z grupy kontrolnej. Zaobserwowano, że różnica wzrostu brała się głównie z różnicy w rozwoju masy mięśniowej. W komórkach mięśniowych ryb-gigantów odnotowano znacznie podwyższony poziom białka oraz DNA i RNA (kwasów nukleinowych, prowadzących syntezę protein) – a także – znacznie szybsze tempo anabolizmu białek, w porównaniu z komórkami mięśniowymi ryb-kurdupli, pozostających na diecie bez dodatku kwasu 2-alfa-hydroksyoleanolowego.
Omówione wyniki wywarły tak wielkie wrażenie na Arnoldzie, że naukowiec ten zapowiedział kontynuację badań nad ,magicznym związkiem’… Tym razem na ludziach – na ćwiczących siłowo sportowcach…! A mi wypada w tym miejscu tylko dodać, że kwas 2-alfa-hydroksyoleanolowy to substancja triterpenoidowa – jedna z pochodnych kwasu oleanolowego, tworzących podstawową grupę składników aktywnych nagietka…


