Na tej stronie znajdziesz najciekawsze artykuły o najwartościowszych suplementach i najskuteczniejszych lekach, wpływających na tężyznę fizyczną, estetykę ciała i stan zdrowia osób aktywnych fizycznie

Pszczoły – aktywnym

20.02.2014 | Legalne anaboliki, W zdrowym ciele... | 0 komentarzy

Autor: Sławomir Ambroziak

Słowa kluczowe: pyłek, propolis, miód, odporność, infekcja, kortyzol, testosteron, masa i siła mięśni, tężyzna fizyczna.

Niedawno ukazał się na stronie „Sylwetka, Uroda, Zdrowie” artykuł o mleczku pszczelim. Z analizy przeprowadzonych w nim badań, wynika jednoznacznie, że mleczko to znakomity suplement dla osób aktywnych fizycznie, szczególnie w „sezonie grypowym”, gdyż uśmierca mikroby i uodparnia na infekcje – z jednej strony, z drugiej zaś – ułatwia rozwój tężyzny fizycznej. Praca nad tym tekstem zainspirowała mnie do dalszych poszukiwań; przecież bowiem nie tylko mleczko, ale również pozostałe produkty pszczele – pyłek, propolis i miód – cieszą się sławą antybiotyków i immunostymulatorów… Czy również i one wpływają przy okazji pozytywnie na rozwój fizycznej formy…? Popatrzmy…

Pyłek

Pyłek cechuje się bardzo bogatym, ale i zmiennym składem, w zależności od rośliny – od której pochodzi. Jednakże, w kontekście tężyzny fizycznej, najważniejszymi jego składnikami wydają się pozostawać steroidy.
Steroidy to bowiem grupa związków chemicznych, do której należą m.in. męskie hormony płciowe (androgeny), takie jak osławiony testosteron, kształtujące męskie zdolności seksualne i wysiłkowe. Tak więc każdy mężczyzna, a szczególnie aktywny fizycznie, dąży do utrzymania wysokiego poziomu testosteronu, gdyż hormon ten wspomaga jego mięśnie i wzmaga możliwości płciowe. Testosteron jest hormonem anabolicznym, a więc takim, który zatrzymuje białko we włóknach mięśniowych, przez co dba o siłę mięśni i odpowiednią ich masę. Działa jednocześnie krwiotwórczo – i tym sposobem wpływa pozytywnie na kondycję organizmu aktywnego fizycznie mężczyzny.
Co niezwykle ciekawe: pyłek zawiera jednocześni fitosterole – steroidy charakterystyczne dla roślin, jak też zoosterole – steroidy charakterystyczne, jak do niedawna jeszcze uważano, jedynie dla świata zwierząt.

Spośród tej pierwszej grupy steroidów – na szczególną uwagę, w kontekście dzisiejszych rozważań, zasługuje bodaj beta sitosterol. Jak bowiem udowodnił Sujatha w 2009 roku – beta sitosterol aktywuje w komórkach mięśniowych te same anaboliczne szlaki sygnałowe, poprzez które oddziałują dobroczynnie na mięśnie androgeny.
Beta sitosterol bywa głównym składnikiem mieszanek fitosterolowych, oferowanych jako suplementy sportowe, ułatwiające rozwój masy mięśniowej. Tutaj występuje nieraz pod swoim synonimem: stigmast-5-en-3-ol. Szerokie badania wpływu takich mieszanek na skład ciała zwierząt hodowlanych przeprowadzili polscy naukowcy, kierowani przez Henryka Różańskiego, w 2004 roku. Jak ustalili: dodatek kompozycji fitosteroli do dobrze zbilansowanej diety zwiększał przyrost masy mięśniowej zwierząt w przedziale od 18 do 26 procent. W 2006 roku zebrano natomiast wywiady od trenujących siłowo ochotników, przyjmujących przez 30 dni 250 mg opracowanej przez Różańskiego mieszanki fitosteroli (Testosterol), gdzie bazę podstawową tworzył właśnie beta sitosterol. Jak się okazało: ochotnicy poprawili masę ciała średnio o 2-3 kg i prawie wszyscy (90%) zwiększyli obciążenia treningowe.

Grave wyizolował z pyłku rzepaku, w 1979 roku, bardzo aktywne związki fitohormonalne, które – już w bardzo niskich stężeniach – silnie stymulowały wzrost roślin. Kiedy ustalono ich budowę steroidową, „ochrzczono” – brasinosteroidami, od łacińskiej nazwy rzepaku: Brassica napus. I wprawdzie związki te występują generalnie w roślinach, w bardzo niskiej koncentracji, to jednak najwięcej zawierają ich zawsze warzywa kapustne, spokrewnione z rzepakiem, tak jak np. baza popularnej musztardy – gorczyca. Brasinosteroidy regulują metabolizm roślin w bardzo podobny sposób, jak hormony steroidowe metabolizm ludzi i zwierząt – pobudzają w komórkach syntezę rozmaitych białek. Tak jak efekty ich działania na przedstawicieli flory zostały dość dobrze poznane, tak do niedawna wiedzieliśmy jeszcze bardzo niewiele o wpływie brasinosteroidów na ludzki i zwierzęcy organizm. Ponieważ znaleziono je w ciałach owadów, dlatego podejrzewa się, że mogą pełnić tu funkcje hormonalne, podobne do ekdysteroidów – owadzich hormonów płciowych.
Podobieństwo strukturalne i funkcjonalne brasinosteroidów do ekdysteroidów (obie grupy związków są faktycznymi lub potencjalnymi hormonami roślinnymi i owadzimi) z jednej strony, a jednocześnie mała znajomość ich wpływu na ludzki organizm z drugiej, skłoniły naukowców z Rutgers University, zachęconych sukcesami prac nad ekdysteroidami (ekdysteroidy omawiam szeroko w artykule o mleczku pszczelim), do tak samo gruntownego przebadania brasinosteroidów, pod kątem ich aktywności anabolicznej i ergogenicznej (pracotwórczej). (Badanie opublikowane w 2011 roku.) Tutaj wykorzystano zarówno izolowane komórki mięśniowe, jak też i żywe zwierzęta. W efekcie traktowania komórek mięśniowych różnymi stężeniami 28-homobrasinolidu (HB), uznawanego za najaktywniejszy brasinosteroid, uzyskano 37-procentowy wzrost poziomu anabolizmu białek i prawie 10-procentowy spadek poziomu katabolizmu tych molekuł biologicznych. W porównaniu z grupą kontrolną – dorosłe szczury, karmione różnymi dawkami HB, spożywały więcej pokarmu i zwiększyły swoją wagę o prawie 27 procent. Przy czym wzrost beztłuszczowej masy ciała wyniósł tutaj niemal 15, zaś spadek poziomu całkowitej masy tłuszczu – prawie 5 procent. Wzrosła też o 19% masa mięśnia brzuchatego łydki, wybieranego zazwyczaj do oceny anabolicznych efektów działania różnych czynników bioaktywnych.
Autorzy przepuścili też HB przez procedurę badawczą, podobną do tej, z wykorzystaniem której wyznaczany jest indeks anaboliczno-androgenny leków sterydowych. Podzielono więc na dwie grupy stadko młodych szczurów, tuż przed ich wejściem w okres okołopokwitaniowy. Grupę testową wykastrowano, zaś wykastrowane, młode szczurki znowu podzielono na grupy, gdzie – albo nie podejmowano żadnej interwencji, albo podawano różne dawki HB, albo – testosteron. (Ponieważ wykastrowane szczury nie produkują własnego testosteronu, dlatego na ich organizmach łatwo porównać anaboliczne i androgenne efekty działania badanego związku z takimi samymi efektami działania testosteronu, i w ten sposób ustalić – czy dany związek cechuje się korzystniejszym stosunkiem aktywności anabolicznej do androgennej, niż podstawowy męski hormon płciowy.) U wykastrowanych szczurów doszło do znacznego deficytu masy mięśniowej, gdyż mięśnie brzuchate łydki tych zwierząt rozwijały się jedynie na poziomie 85% mięśni szczurów nie poddanych temu przykremu zabiegowi. Jednak podawanie HB przywracało niemal całkowicie zdolność rozwoju mięśni; masa mięśni brzuchatych łydki była prawie o 14% większa w grupie HB, niż w grupie kastrowanych szczurów bez interwencji farmakologicznej, a nawet większa niż w grupie otrzymującej testosteron, który dodał tym mięśniom niewiele ponad 10% masy. Przy czym była to w 60 procentach masa włókien szybkokurczliwych, odpowiedzialnych za siłę mięśni, tak więc i siła uścisku przednich łap też była większa w grupie leczonej HB. Jednocześnie prostaty kastrowanych zwierząt, otrzymujących HB, były średnio ponad czterokrotnie lżejsze, aniżeli gruczoły szczurów otrzymujących testosteron, co ostatecznie – wszystko razem zebrane do kupy – świadczyło o niezwykle korzystnym indeksie anaboliczno-androgennym HB: jego bardzo wysokiej aktywności anabolicznej, przy bardzo niskiej wartości androgennej.

Jeżeli natomiast chodzi o steroidy zwierzęce – pyłek bywa niezwykle bogatym źródłem… samego testosteronu. Kto czytał artykuł o mleczku pszczelim, zapewne pamięta, że produkt ten również zawiera bardzo dużo tego hormonu; w świeżym mleczku pszczelim występuje on w stężeniu przekraczającym maksymalne normy zawartości testosteronu we krwi młodych mężczyzn, zaś w liofilizowanym – w 3 razy wyższym (Vittek, 1984). Natomiast w pyłku – znajdziemy go jeszcze ponad 2 razy więcej, jak w liofilizowanym mleczku pszczelim (Saden-Krehula, 1971). Jeszcze więcej znajdziemy tam innego androgenu – androstendionu; prawie 7.5 razy więcej, jak testosteronu (Saden-Krehula, 1971). Frank Kurtis, w swoim naukowym opracowaniu właściwości mleczka pszczelego, sugerował, że pojawiający się w tym produkcie testosteron nie jest wytworem pszczół, gdyż te, jak wszystkie owady, posługują się raczej owadzimi hormonami płciowymi – ekdysteroidami, tylko przenika do mleczka właśnie z pyłku, z którego powstaje po obróbce przez pszczele robotnice.
Właściwości testosteronu już znamy, natomiast androstendion przekształca się bezpośrednio w testosteron i jest związkiem pośrednim na szlaku przekształcania się dehydroepiandrosteronu (DHEA) do testosteronu. Jak pamiętamy z poprzedniego artykułu – mleczko pszczele nie dość, że zawiera dużo testosteronu, to jeszcze aktywuje szlaki przemiany DHEA do testosteronu i właśnie głównie tym sposobem podnosi poziom tego drugiego hormonu w naszym organizmie (Morita, 2012). A wszystko to pokazuje, że warto łączyć w jednej „kuracji” pyłek wraz z mleczkiem pszczelim, bo wtedy androstendion z pyłku łatwiej przemieni się w nasz własny testosteron.

Pyłek nie tylko zawiera testosteron, ale jednocześnie – podobnie jak mleczko pszczele – podnosi w organizmie poziom tego hormonu. Taki wniosek wyłania się przynajmniej z pracy Selmanoglu, z 2009 roku. Tutaj we krwi szczurów, żywionych przez 30 dni karmą z dodatkiem 60 mg pyłku, autor odnotował wyższy o 36% poziom testosteronu, w porównaniu ze zwierzętami z grupy kontrolnej. W porównaniu z kontrolą – szczury otrzymujące pyłek rozwinęły też większą o 19% wagę ciała, co świadczyło o tym, że wzrost poziomu testosteronu, co nie było zaskoczeniem, ewidentnie korelował z przyrostem masy mięśni.

Wyniki powyższej pracy potwierdziły anaboliczne właściwości pyłku, obserwowane wcześniej przez Xie w 1994 roku, gdzie szczury żywione karmą z dodatkiem pyłku dysponowały znacznie większą masą ciała oraz poziomem hemoglobiny i albuminy we krwi, a także znacznie większą, ogólną masą białka w stosunku do wagi ciała, w odniesieniu do gryzoni karmionych jedynie zbilansowaną dietą.

W kontekście wpływu na tężyznę fizyczną, pyłek badano oczywiście nie tylko na zwierzętach, ale również w pracach z udziałem ochotników, przede wszystkim – sportowców.

Ivashkiavicene testował np. w 1977 roku wpływ pyłku na organizmy lekkoatletów, koszykarzy i piłkarzy ręcznych, odnotowując znaczny wzrost poziomu hemoglobiny we krwi.
W 1988 roku, podobne testy przeprowadził Vassilecksy, tyle że na żołnierzach, obserwując poprawę wagi ciała, tętna spoczynkowego, pojemności płuc oraz wyników w rozmaitych testach psychologicznych i sprawnościowych.
Z kolei Nechaeva, podając w 2009 roku przez 15 dni pyłek rosyjskim sportsmenkom, zaobserwowała 19-procentowy wzrost tolerancji niedotlenienia w teście zatrzymania oddechu oraz znaczną poprawę reakcji motorycznej.
Maughan podawał w 1982 roku 20 pływakom – albo kapsułki z ekstraktem z pyłku, albo z tranem – jako placebo. Po 6 tygodniach trwania eksperymentu, w porównaniu z grupą placebo, wzrosła o 0.3 kg waga ciała zawodników z grupy pyłkowej i o 1.2 kg siła ich mięśni, mierzona testem uścisku prawej dłoni. Wprawdzie rezultaty te nie oszałamiały, ale dzisiaj już wiemy (autorzy nie znali jeszcze wtedy tych faktów), że błędem metodologicznym był tutaj wybór na placebo tranu, gdyż kwasy omega 3 odznaczają się znaczną aktywnością anaboliczną, co omawiam szeroko w innym artykule na stronie „Sylwetka, Uroda, Zdrowie”.
W 1961 roku, zawodnicy futbolu amerykańskiego, wspomagani przez Noyesa patentowym ekstraktem z pyłku, zbudowali w przeciągu 12 tygodni średnio o 5.5 funta więcej masy ciała, w porównaniu z zawodnikami otrzymującymi w tym samym czasie preparat multiwitaminowy.
Jednak bodaj najwięcej informacji na temat pozytywnego wpływu pyłku na tężyznę fizyczną człowieka dostarczają nam prace Dubrisaya z 1970 i 1972 roku… Były to szeroko zakrojone badania kliniczne, z zastosowaniem ekstraktu z pyłku lub placebo, obejmujące łącznie 240 pacjentów cierpiących na wyniszczenie i osłabienie mięśni, będące efektem przebiegu jakiejś przewlekłej choroby. Wystarczy chyba powiedzieć, że pacjenci z grupy pyłkowej, w porównaniu z grupą placebo, zyskali w okresie terapii więcej o ponad 4 kg masy ciała, jak również w 66% przypadków doszło u nich do wzrostu siły mięśni, podczas gdy w grupie placebo – jedynie w 6.7% przypadków.

Propolis

Propolis, powiedzmy sobie szczerze, nie został tak gruntownie przebadany pod kątem wpływu na tężyznę fizyczną, jak pyłek czy mleczko pszczele. Jednak wyniki tych badań, którymi dysponujemy, wydają się wyglądać niezwykle obiecująco…

Propolis charakteryzuje się wyjątkowo wysoką koncentracją chryzyny – flawonoidu, który jest inhibitorem (blokerem) aromatazy (Kelles, 1984). Aromataza to z kolei enzym przekształcający testosteron w estradiol – żeński hormon płciowy. Aktywni panowie i sportowcy nie lubią estradiolu, gdyż ten utrudnia redukcję tłuszczu z okolic piersi, ud i pośladków, a w wyższych stężeniach – bywa przyczyną rozwoju ginekomastii (kobiecego wyglądu męskich piersi) oraz przerostu i zapalenia prostaty. Estradiol blokuje również oś podwzgórze-przysadka-gonada, hamując produkcję w jądrach i obniżając poziom testosteronu w krwiobiegu. Teoretycznie więc propolis powinien zapobiegać tym niekorzystnym zjawiskom i podnosić poziom testosteronu.

Pozytywnego wpływu propolisu na poziom testosteronu dowodziło na przestrzeni lat kilku autorów, posługujących się zwierzęcym modelem badawczym (Yusef – 2009 i 2010, Shalaby – 2011, Abu Aita – 2012). Na przykład w badaniu Shalaby’ego – u szczurów traktowanych propolisem, w porównaniu z gryzoniami z grupy kontrolnej, poziom testosteronu wzrósł o 20 procent…

Jednak propolis nie tylko podnosi poziom testosteronu, ale jednocześnie obniża – kortyzolu. Jest to o tyle cenne w kontekście wpływu na poprawę tężyzny fizycznej, że kortyzol to steroidowy hormon kataboliczny, degradujący białka mięśniowe i promujący rozwój tkanki tłuszczowej. Kortyzol jest generalnie zdeklarowanym antagonistą testosteronu – działającym do niego przeciwstawnie i hamującym jego produkcję. Poziom kortyzolu wzrasta zawsze w sytuacjach stresowych, a więc np. też podczas treningu. Osobom aktywnym i sportowcom zależy więc zawsze na tym, aby stosunek kortyzolu do testosteronu był jak najniższy, bo wtedy najłatwiej rozwijać mięśnie i redukować tłuszcz. Ale też sytuacją stresową, leżącą na przeciwległym biegunie, jest unieruchomienie – np. na sutek kontuzji czy wypadku – kiedy też dramatycznie wzrasta poziom kortyzolu, co doprowadza do osłabienia i zaniku mięśni.

I właśnie problemami unieruchomienia, kortyzolu i propolisu zajmował się Li w 2011 roku, wykorzystując zwierzęcy model badawczy. Jak się okazało: poziom kortyzolu we krwi unieruchomionych szczurów, otrzymujących propolis, był o 27% niższy, jak we krwi gryzoni otrzymujących roztwór soli, a nawet o ponad 8% niższy, jak zwierząt nie męczonych unieruchomieniem. Przy czym propolis okazał się tutaj nawet o 8% skuteczniejszy, w obniżaniu poziomu kortyzolu, od klasycznego leku przeciwstresowego – Diazepamu.

Wiele o anabolicznych właściwościach propolisu dowiadujemy się z badań na rybach, prowadzonych na potrzeby gospodarki rybackiej. W moich artykułach, co baczny czytelnik pewnie zauważył, wielokrotnie sięgam po wyniki prac na zwierzętach hodowlanych; prace takie prowadzone są bardzo intensywnie, gdyż tempo przyrostu masy mięśniowej zwierząt przekłada się bezpośrednio na zyski hodowców, a dzięki tym doświadczeniom zdobywamy też wiedzę na temat potencjalnego wpływu rozmaitych związków naturalnych na tężyznę fizyczną człowieka. Tak więc i w tym miejscu przywołam pracę Segevica-Bubica, z 2013 roku… Tutaj u ryb, otrzymujących w karmie propolis, w odniesieniu do zwierząt karmionych bez jego dodatku, poziom kortyzolu we krwi obniżył się o ok. 26 procent. Jednocześnie znacznemu nasileniu uległ proces anabolizmu białek (o ponad 41%), mierzony w mięśniach ryb stosunkiem RNA do DNA. Ostatecznie, po 70 dniach trwania eksperymentu, ryby karmione propolisem uzyskały większą o 19% masę i większą o 7% długość ciała.
W tym miejscu warto może jeszcze dodać, że aktywności propolisu, promującej wzrost masy ciała zwierząt hodowlanych, na przykładzie ryb i drobiu, dowodziło wcześniej jeszcze kilku autorów: Cuesta – 2005, Denli – 2005, Chu – 2006, Abd-El-Rhman – 2009, Meurer – 2009, Talas – 2009, Cetin – 2010, Veletto – 2010, Deng – 2011, Abbass – 2012.

Praca ostatniego, wymienionego wyżej autora wygląda szczególnie ciekawie, gdyż porównuje anaboliczną aktywność propolisu z anaboliczną aktywnością pyłku. Co niezwykle ciekawe: w tym modelu badawczym – propolis okazał się silniejszym anabolikiem od pyłku; kiedy bowiem pyłek, w odniesieniu do ryb karmionych bez specjalnych dodatków, zwiększył masę ciała zwierząt o blisko 28, to propolis – aż o 50 procent.

Z wymienionych wyżej badań, warto może zwrócić jeszcze baczniejszą uwagę na pracę Veletto, z 2010 roku. Wzrost masy ciała jest bowiem ważnym parametrem, świadczącym o anabolicznych właściwościach takiej czy innej substancji, niemniej – w kontekście rozwoju tężyzny – najważniejsze jest, aby był to wzrost jedynie tkanki mięśniowej, bo tkanki tłuszczowej – wiadomo – nie lubią wszyscy aktywni fizycznie i sportowcy. Hodowcom również zależy głównie na przyroście masy mięśniowej zwierząt, gdyż wtedy uzyskują gatunkowo wyższą (i droższą) jakość mięsa. I właśnie z tego powodu praca Veletto jest tak cenna; dowodzi nam, że przyrost masy ciała ryb pod wpływem propolisu odbywa się tylko za sprawą szybszego rozwoju ich tkanki mięśniowej.

Dosyć znamiennego odkrycia, odnośnie propolisu, dokonał Ueda w 2013 roku: podając myszom pojedynczą dawkę ekstraktu z propolisu – uzyskał znaczny, poposiłkowy spadek poziomu cukru we krwi gryzoni. Jest to oczywiście ciekawe doniesienie w kontekście walki z cukrzycą, ale dalszy tok postępowania autora niesie też poważne implikacje a propos tężyzny fizycznej… Okazało się bowiem, że za spadek poziomu cukru pod wpływem propolisu odpowiada wzrost aktywności transporterów glukozy w tkance mięśniowej. Dodając propolis do izolowanych włókien mięśniowych, Ueda zaobserwował, że pobudza on tutaj te same szlaki sygnałowe, co trening lub testosteron, a jedynie w pewnej części zależne od insuliny – hormonu odpowiedzialnego generalnie, jak pewnie wszyscy wiemy, za regulację poziomu cukru we krwi. A jest to o tyle istotne w kontekście dzisiejszych rozważań, że szlaki te – aktywowane przez trening, testosteron i, jak widzieliśmy, propolis – nie tylko sprzyjają pobraniu glukozy przez włókna mięśniowe, ale jednocześnie stymulują anabolizm i odpowiadają za przyrost masy i siły mięśni.

I na koniec informacji o propolisie, jeszcze jedna wiadomość, która bez wątpienia ucieszy aktywnych i sportowców, poszukujących suplementów ułatwiających redukcję tkanki tłuszczowej… Otóż Koya-Miyata, podając w 2009. myszom, tuczonym wysokokaloryczną i wysokotłuszczową karmą, przez sondę dożołądkową – albo propolis, albo nieaktywne podłoże, odnotował w grupie propolisu niższą o 20% masę tkanki tłuszczowej, w porównaniu z grupą kontrolną.

Miód

Herbata z miodem i cytryną to najlepszy środek na przeziębienie (!) – wszyscy to wiemy. Miód ułatwia walkę z infekcją, głównie poprzez swoje właściwości antybiotyczne i odpornościowe. Od tysięcy lat funkcjonuje też przekonanie, że miód sprzyja tężyźnie fizycznej. W starożytności był on podstawowym środkiem wspomagającym rozwój zdolności wysiłkowych i bojowych atletów i wojowników. A i współczesna medycyna poleca go – jako nieodzowną pozycję w diecie lotników, nurków, alpinistów, sportowców i turystów (Gala, 1994).
Długi czas uważano, że przydatność miodu dla wspomagania tężyzny fizycznej wynika głównie z dużej zawartości łatwo przyswajalnych węglowodanów – podstawowego paliwa pracujących mięśni. Na przestrzeni lat wykonano też kilka badań, dowodzących skuteczności miodu we wspomaganiu zdolności wysiłkowych sportowców (Earnest – 2000; Kreider, Lundberg – 2000; Kreider, Rasmussen – 2000; Rasmussen – 2000; Lancaster – 2001; Leutholtz – 2001). Na przykład w jednej z prac cytowanego tutaj Kreidera zaobserwowano, że kolarze spożywający 15 g rozpuszczonego w wodzie miodu przed wyścigiem i po każdych 10 milach wyścigu, w porównaniu z zawodnikami spożywającymi taką samą objętość wyglądającego identycznie, bezkalorycznego żelu, poprawili swój czas na dystansie 40 mil średnio o 2.5 minuty, pracując z siłą większą średnio o 10 watów. Ale w kolejnych badaniach z udziałem sportowców i jeszcze w doświadczeniach na zwierzętach ustalono, że ergogeniczne (pracotwórcze) właściwości miodu mogą daleko wykraczać poza li tylko samo źródło łatwo przyswajalnych węglowodanów…

Któżby się spodziewał, że tak – bądź co bądź – powszechny środek spożywczy, jak miód, posiada silnie aktywizujący wpływ na układ hormonalny. Taki wniosek wyłania się jednak z pracy Mahaneema, z 2011 roku. Wyobraźmy bowiem sobie, że we krwi szczurów otrzymujących przez 13 tygodni 1.2 g/kg (ilość odpowiadająca mniej więcej 15 g dla przeciętnego człowieka – po przeliczeniu na „ludzkie dawki”) miodu dziennie, rozpuszczonego w wodzie destylowanej, w porównaniu z gryzoniami pojonymi taką samą objętością samej wody, wykryto znacznie wyższy poziom testosteronu po zakończeniu eksperymentu – aż o 34 procent.

Wyniki powyższej pracy potwierdziły wcześniejsze obserwacje, poczynione przez Kreidera w 2007 roku na trenujących siłowo atletach. Trening siłowy, przypomnę, jak każda sytuacja stresowa, prowadzi zazwyczaj do wzrostu poziomu kortyzolu. Jednocześnie, najczęściej spada więc wtedy poziom testosteronu, ponieważ kortyzol – jak pamiętamy – hamuje jego produkcję. Pamiętamy również, że wszystkim aktywnym i sportowcom zależy teraz na tym, aby stosunek testosteronu do kortyzolu był po treningu jak najwyższy (lub kortyzolu do testosteronu – jak najniższy – co na jedno wychodzi), bo wtedy potencjał anaboliczny organizmu utrzymuje się na wysokim poziomie a mięśnie rozwijają we właściwym tempie swoją siłę i masę. I właśnie, we wspominanym tutaj badaniu, Kreider sprawdzał między innymi – w jaki sposób wpływa na stosunek testosteronu do kortyzolu, czyli potencjał anaboliczny organizmu trenującego siłowo sportowca, suplementacja diety z wykorzystaniem miodu, w odniesieniu do diety kontrolnej – pozbawionej takiego uzupełnienia. Jak się okazało: kiedy w grupie kontrolnej poziom testosteronu obniżył się po treningu aż o 51, to w grupie otrzymującej 120 g miodu – jedynie o 17 procent; kiedy w grupie kontrolnej poziom kortyzolu wzrósł o 33, to w grupie miodowej obniżył się o ponad 52 procent.

W tym badaniu Kreidera pojawił się jeszcze jeden, niezwykle ciekawy parametr: ponad 18-procentowy, potreningowy wzrost w grupie miodowej, w odniesieniu do kontroli, poziomu komórek żernych – neutrofili. Komórki żerne zajmują się, jak sama nazwa wskazuje, pożeraniem. Chodzi o zjawisko tzw. fagocytozy, gdzie komórka żerna otacza jakiś inny twór biologiczny i trawi go w swoim wnętrzu. W kontekście odporności – najważniejsze jest oczywiście pożeranie drobnoustrojów chorobotwórczych i ich szkodliwych produktów przemiany materii. Komórki żerne produkują jeszcze hormony układu odpornościowego (cytokiny), zaangażowane w walkę z infekcją, oraz reaktywne formy tlenu uśmiercające mikroby, nazywane popularnie wolnymi rodnikami tlenowymi, a pośród nich – tlenek azotu i nadtlenek wodoru. Wcześniej nie wiązano w ścisły sposób odporności z tężyzną fizyczną. Obserwowano empirycznie, że zdrowi są silniejsi, co wydawało się logiczne, bo przecież choroba osłabia. I chociaż już wcześniej krążyły słuchy o wpływie układu odpornościowego na rozwój muskulatury, to bodaj jako pierwszy wyjaśnił to wszystko dokładniej Peake w 2005 roku… Czołową rolę odgrywają tu właśnie komórki żerne – szczególnie neutrofile! Napływają one do uszkodzonych wysiłkiem włókien mięśniowych, gdzie – w pierwszej kolejności – trawią i usuwają zdegradowane, niefunkcjonalne białka, w drugiej zaś – produkują cytokiny i reaktywne formy tlenu, wspomagające usuwanie szkód oraz regenerację i przyrost masy mięśni. Wspomniany wyżej nadtlenek wodoru jest np. przekaźnikiem sygnału insuliny i insulinopodobnego czynnika wzrostu typu 1 (IGF-1) – najsilniejszych hormonów anabolicznych, regenerujących i rozwijających muskuły, zaś tlenek azotu to hormon gazowy o fundamentalnym znaczeniu dla kondycji i konstytucji naszego umięśnienia, co dokładnie wyjaśniam m.in. w innym artykule na tej stronie: „Arginina, tlenek, masa”.

Kończąc, wypada stwierdzić jednoznacznie: pszczoły to niezbywalne dziedzictwo Natury, a wszystkie ich produkty – to istne skarby; skarby dla zdrowia, sportowej formy i generalnie – ogólnej tężyzny fizycznej!!!

Facebooktwitterlinkedin